- I cóż ja mamy z tobą począć, moja droga?- spytał Moss, krążąc wokół Joe, jak sep, nad dogorywającym zwierzęciem. - Czy było ci tu z nami źle? No, powiedz nam, czy było ci tu z nami źle.- ostatnie słowo, które wyszło z ust Mossa było tak jadowite i nieludzkie, że Joe włosy stanęły dęba. Inny zachowywał się dziwnie, jakby miał rozdwojenie jaźni.
- Powiedz nam dlaczego szukasz legend? Powiedz, dlaczego szukasz naszych tajemnic? Sekretów?- Moss pochylił się nad Joe. Dziewczyna spojrzała na rondo granatowego melonika, przewiązanego aksamitną wstążką. Przez głowę Joe przeszła dziwna myśl. Jej wzrok nie uszedł uwadze Innego.
- My wiemy, co nie daje ci spokoju. My wiemy, na co wciąż spoglądasz. Mamy już tego dość. Dość! Chcesz zobaczyć?- końcówka pytania rozeszła się falą po pokoju w mrocznym syku. - A wiec patrz. Patrz dziewczyno!
Moss wolno wyprostował się i eleganckim ruchem
ręki sięgną ku swojemu melonikowi, opadającemu na twarz. Joe z zapartym tchem
wpatrywała się w Innego, podczas gdy on uniósł rondo granatowego melonika,
ukazując nagie, wysokie czoło. Ale poniżej czoła, tam gdzie powinny być brwi i
oczy, nic nie było... Gładka skóra okalała górną połowę oblicza Mossa. Joe
zachłysnęła się powietrzem.
- O, tak. Taka już moja natura. Widzę, nie widząc. Choć... może nie do
końca, ale cóż, nie oszukujmy się, tobie ta wiedza do niczego nie będzie
potrzebna. Gdy teraz...- Moss zaśmiał się głośno, swoim lodowatym, sztucznym
śmiechem.- Jakie!- rzucił Inny przez ramię. Prawe od razu w drzwiach pojawiła się jasna postać, blondwłosej dziewczyny. Jej twarz była nienaturalnie ściągnięta. Jak woskowa maska.- Joe, wiesz kim jest ta dziewczyna?- spytał łagodnie Moss.
-Inną.-odpowiedziała cicho Joe, starając się nie patrzeć na nienaturalne, straszne oblicze Innego. Moss tymczasem wziął głęboki oddech i westchnął przeciągle. Jakby z rezygnacją.
- A czy powiesz mi, moja mała Josephine, kim jest ten, który ukrywa się, za tą ładną, kobiecą powłoką?- spytał Moss. Joe niechętnie spojrzała znad ramienia Innego na małą, sylwetkę Jakie. Dziewczyna krzywiła się dziwacznie, marszcząc z wysiłku czoło, jakby walczyła z niewidzialnym wrogiem, stojąc bez ruchu. - No, dziewczyno, przecież wiesz. Czytałaś o tym, w tej cholernej kupie papieru! Ach, te legendy! Tyle prawdy, tyle kłamstw! A więc mów! Który z Trzech braci? No, dalej! - Joe zakręciło się w głowie. Echo głosu Mossa, obijało się o nią, paraliżując jej ciało i umysł. Nadal wpatrywała się w skrzywione oblicze Jakie.
Zauważyła, że dziewczyna, za plecami Mossa,
próbuje zwrócić jej uwagę na swoje dłonie, które trzymała sztywno przy ciele,
zaciśnięte w drobne pięści. Z wyraźnym wysiłkiem na twarzy Jakie poruszyła
dłońmi, rozwierając palce. Mimo dzielącej je odległości, Joe zobaczyła ślady,
świeżej ziemi na jej skórze. Ze strachem, spojrzała na twarz Jakie. Coś w
niej było nie tak. I nie chodziło tu wcale o liczne zmarszczki, wielkiego
wysiłku. Na początku Joe, nie wiedziała, co ją zaniepokoiło. Dopiero, gdy
się przyjrzała zauważyła, że oczy Jakie migały jak dwie świeczki. Raz były
jasne raz ciemne. Jakby życie w niej to gasło to znów jaśniało. Jakie
przygryzła mocno wargi i ledwie zauważalnie pokręciła głową. Bezgłośnie. Nie.
Moss najwyraźniej zniecierpliwiło milczenie Joe,
gdyż zabrał głos:
- Pomogę ci. Jako ludzką powłokę, przyjął sobie to kruche ciało Mądry Brat.
Nie wiem, co nim kierowało, gdy wybierał ją sobie na postać. Wiem jednak, że
jako najmądrzejszy z nasz wszystkich miał swoje powody. Ale to już wiesz. Nasze
Secretusy, najwyraźniej nie stanowiły dla ciebie przeszkody. Wiesz, że jest tu
też Brat o Uczuciach......- Inny jawnie ją podpuszczał. Joe wiedziała, że jeśli
mu odpowie, upewni go iż odkryła wszystkie ich tajemnice. Za długo znała
ich naturę. Lub choćby jej skrawek. Milczała więc. Inny tymczasem prychną
pogardliwe, zakładając sobie dłonie za plecy.-Nie wiem, moja droga, czy to co tu wyprawiasz jest przejawem niespotykanej już w dzisiejszych czasach odwagi lub czystej, znanej doskonale głupoty. Nie tracąc czasu na dochodzenie przyczyny ujawnię ci w sekrecie, iż Brat o uczuciach, zwany też przez nas uszczypliwie Człowieczym Bratem, ostatnimi czasy przyjął na siebie oblicze chłopaka imieniem Kyle. Zapewne rozśmieszy cię fakt iż jest tak dobry w udawaniu człowieka, iż wszyscy uważają go za przedstawiciela waszej bezradnej, nędznej rasy.- Moss zaśmiał się krótko, bez wesołości. Gdyby miał oczy, zapewne wyglądałyby teraz jak dwie lodowe kulki.
- I jestem jeszcze ja. Korzystając z tego iż się nie odzywasz przedstawię ci się ładnie. Tak na koniec. Tak na finał. Jam jest Pierwszy Brat. Najpotężniejszy i nastraszy. Brat Wojny i Pokoju. Zapewne o mnie nie słyszałaś. Chowam się w cienkich cieniach mych braci aby moja siła pozostała niezbadana. Nie wiem skąd znalazłaś książkę Autora, ale to nie ważne. Istotnym jest to, czy ją zrozumiałaś, a widzę- Moss uśmiechną się ironicznie-iż jesteś głupia i w dodatku ślepa.- Ślepa, ślepa. Echo nie dawało Joe spokoju.
Nie była
ślepa. Chyba nie. Ale najwyraźniej coś przeoczyła, co wprawiało Innego w tak
paskudny, dobry humor. Ślepa, ślepa. I Joe zobaczyła, jakby znów miała w reku
Secretusa. Wszystko co było. Wszystko co widziała. Oczy, oczy. Niebieskie, czy
szare? Nie. Nie takie. To jakie? Kryształowe! Wszystko co zobaczyła musiało
odbić się na jej twarzy, bo Moss dziwnie parsknął.
- Czyli jednak jesteś coś warta, moja mała. Niewiele, ale jednak coś.
Myślałem, że stworzę nową istotę. Myślałem, że Najwyższy Potomek jakoś da się
ukształtować, przerobić. Że straci swą formę i mi ulegnie. Że nie zauważy, że
nie będzie myślał. Że odzyskamy medalion Introitus, by go zniszczyć. Raz
na zawsze... No cóż, nie ja tu jestem Mądrym Bratem. Przyznaję popełniam
błędy. Naprawiam je i uczę się na nich. Teraz także nie będzie inaczej.
Bracie?- Moss odwrócił się przodem do Jakie, która przestała robić dziwne miny,
a jej oczy znów stały się ciemne. Dziewczyna podeszła do Mossa i skłoniła mu
się lekko. Blond włosy zsunęły jej się z szyi ukazując pulsującą z wysiłku
żyłę.- Zabierz ją. Na razie nie jest wartościowa. Może kiedyś...- Moss machnął ręką i odwrócił się od Joe wychodząc drugim wejściem, obok rozbitych witraży. - Jakie chwyciła mocno Joe za prawą rękę i popchnęła przed siebie. Joe nawet nie myślała o ucieczce. Nie miałaby się gdzie skryć. Wychodząc z okrągłego pokoju Secretusów, Joe nadepnęła na małą książeczkę Autora. Była otwarta na stronie z namalowaną Utalentowaną, która teraz miała zamknięte oczy.
Gdy tylko Joe z Jakie, która wcale nie była
Jakie, tylko legendarnym Mądrym Bratem, wyszły z pomieszczenia z witrażami,
cały mroczny hall rozbrzmiał tysiącami głosów. Jęki i lamenty roznosiły się po
całych korytarzach, a z zacienionych kątów spoglądały na nich czarne postaci.
To uwięzieni Utalentowani wyszli w końcu, by popatrzeć na tę 21 Utalentowaną,
która zwana jest Najwyższym Potomkiem. Czy słusznie? Taka mała. Taka
mizerna. Taka słaba i delikatna. Nic nie robi. Daje się prowadzić na spotkanie
śmierci! Ona nie może być Najwyższym Potomkiem. Ale jej oczy. Spójrzcie w jej
oczy..! Takie jasne i przejrzyste. Tak podobne do ich utraconych, choć bardziej
kryształowe. Cenniejsze?
Joe była prowadzona w dół i w dół schodami
niemającymi końca, ginącymi przed nimi w czarnej otchłani. Robiło się coraz
zimnej, a z ust Joe zaczęły wydobywać się kłęby białej pary. Jakie zdawała się
wcale nie oddychać. Gdy w końcu stopa Joe dotknęła wilgotnej posadzki lochu, po
całych podziemiach poniosło się głuche echo obcasa. Oprócz niej i Jakie nikogo
tu nie było, Joe była tego pewna. Jakie popchnęła dziewczynę do najbliższej
celi, o lodowatych, grubych kratach. W środku pomieszczenie miało kamienne,
grubo ciosane ściany i nic poza tym . Żadnego łóżka, żadnego krzesła, choćby
szmatki. Niczego. Jakie zamknęła szybko wejście i zacisnęła palce na kluczu.
Odwróciła się by odejść, gdy wtem zrobiła szybki, mechaniczny zwrot i upadła na
kolana przed celą Joe. Przez chwilę szybko oddychała, a gdy podniosła na Joe
wzrok, jej oczy znów były jasnoniebieskie, jak morze w pogodny dzień. Ostatkiem
sił podczołgała się pod kraty i zacisnęła chude palce na jej prętach.
- Joe, nie bój się. Użyj swego kryształu. Exitus jest u mnie
bezpieczny. Nie daj się omamić. Bądź czuj.......- Miała ten sam ochrypły, suchy
głos co w wspomnieniach jednego z braci. Gdy mówiła miała wystraszoną twarz i
pełne zaciętości spojrzenie. Toczyła kolejne bitwy o każde słowo. Jakie
nie dokończyła, bo oto jej jasne oczy znów stały się ciemne, a desperacki wyraz
twarzy ustąpił pełnemu skupieniu, lodowatemu opanowaniu. Inny o wyglądzie Jakie
wstał, otrzepał kolana i odwrócił się. Na odchodnym rzucił przez ramię;- Pamiętaj, aby w przyszłości przypilnować mnie abym bardziej rozsądnie wybierał swoje postaci.- po tych słowach zniknął w ciemnościach.
Joe odczekała aż echo jego lekkich kroków
całkowicie ucichnie. Nadal nie mogła zrozumieć tego wszystkiego co się
stało. W jeden dzień wszystko tak bardzo się zmieniło. Legendy okazały
się być prawdą. Joe nie wiedziała czy tak naprawdę chciała aby historie Autora
były faktami. Może wolałaby zostać więźniarka Braci na zawsze? Może tak byłoby
lepiej? A te medaliony? Te nazwy? Może to te amulety z legend? Szmaragdowy i
kryształowy. A tu było tak zimno, tak zimno. Ciałem Joe wstrząsnął potężny
dreszcz. Pomału osunęła się na kolana. Posadzka celi była lekko wklęsła i
wypełniała ją lodowata woda, która szybko wsiąkła w spodnie Joe. Zimno, zimno.
Spadałam. Leciałam w dół. Coraz szybciej i
szybciej. Materiał mojej sukni powiewał za mną, okalając mnie jak
języki srebrnego ognia. Nic nie czułam. Czy to dobrze? Pewnie tak.
Spadałam.
Nagle gwałtownie zwolniłam, suknia opadła na
moje ramiona, a ja poczułam szarpnięcie w brzuchu. Po chwili już leżałam na
twarzy. Gdzieś. Ale gdzie? Spojrzałam w dół, na to, na co upadłam. To coś
było szare, brudne lekko pokruszone. Ciężko podniosłam się na kolana.
Spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam ogromny talerz telewizyjny, szare gazety i
parę puszek po piwie. I wtedy uderzyły we mnie odgłosy. Szum wiatru, klaksony
samochodów, ledwie słyszalne ludzkie głosy. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam lekko
zachmurzone, niebieskie niebo. Na moją twarz padły ciepłe, delikatne promienie
słoneczne. Uśmiechnęłam się szczęśliwa. Już zapomniałam jakie to uczucie. Gdzie
byłam? Byłam na jednym z dachów bloków, w jakimś mieście. Byłam daleko od
Twierdzy innych. Od Innych. Wszystko jedno gdzie. Ważne, że daleko. Rozejrzałam
się wokoło. Mój wzrok padł na różowowłosą dziewczynę, siedzącą na murku dachu,
tyłem do mnie. Było w niej coś znajomego. Podeszłam do niej. Zrównałam
się z nią i dotknęłam jej ramienia. Dziewczyna odwróciła głowę.
- Witaj, Joe. Właśnie na ciebie czekałam. Usiądź. - Była to ta cicha
Ling. Nigdy wcześniej nie słyszałam jej głosu. Mówiła gładko, swobodnie. Od
razu ją polubiłam. -Jak się masz?- spytała, gdy usiadłam koło niej, a moje nogi
zawisły 50 metrów nad ruchliwą ulicą. - Chciałabym odpowiedzieć, że dobrze. A ty?- spytałam dziewczynę. Ona w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
- Wiem, jak się czujesz. Wiem, jak to jest siedzieć w tej cieli, czekając na to co będzie, choć nic się nie wydarzy. Chcę ci pomóc. Chyba jak każdy...- Ling spojrzała na mnie. Nie wiedziałam o co jej chodzi.- Nic o mnie nie wiesz. Jestem cicha, nie wychylam się. Nie mówię za dużo. Ale mam ku temu swoje powody. Jednym z nich jest to...- Ling bez ostrzeżenia uniosła swoją ciężką, różową grzywkę. Na niskim czole, na samym środku widniało żywe oko! Było całe czarne. Nie mrugało.- Widzisz, co Moss mi zrobił? Użył mnie aby ukryć tu swój wzrok.
- Jest tylko to jedno oko?- spytałam przestraszona, nie mogąc oderwać oczu od hipnotycznej głębokiej czerni.
- Nie, jest jeszcze drugie, ale nie wiem, gdzie on je ukrył. Prawdopodobnie, stracił je już kiedyś. Dlatego tak zależało mu abym była tam, gdzie dzieje się cała akcja. Byłam jego szpiegiem. Bardzo wygodne, przyznasz. Na szczęście to już bez znaczenia. A teraz słuchaj. W Twierdzy masz ukrytych sprzymierzeńców. Nie patrz na wygląd. Nie patrz co w środku. Po prostu poczuj. - Ling spojrzała w dół, ku ulicy.
- Jakie-powiedziałam.
- Jasne, że tak. Jest ktoś jeszcze, kto działa bardziej rozważnie. Także wiesz kto to. Musisz działać szybko. Szmaragdowy medalion jest bezpieczny. Teraz zabezpiecz ten kryształowy.
- Ale jak? Nie wiem gdzie on jest.-zmieszałam się. Ling popatrzyła na mnie krzywo.
- Nie denerwuj mnie. Jak to nie wiesz, gdzie on jest?! Tyle było śladów, tyle poszlak. Tyle zagadek! TY masz medalion! TY nim jesteś. Widziałaś kiedyś swoje oczy? To tam skryła go Wiedźma. Rozumiesz? - Ling spojrzała na mnie, lekko marszcząc brwi.
Nie chciałam rozumieć. Jej słowa nie wywarły
na mnie żadnego wrażenia. Nie wiem. Może Inny sprawili, że stałam się
całkowicie nieczuła? Byłam jak posąg. Zimna, wyniosła. Wręcz nieludzka.
Musiałam z tym walczyć. I tak, zrozumiałam. Kiwnęłam do niej głową.
-Świetnie. Idź.- po tych słowach popchnęła mnie mocno w przód, a ja
poczułam, tak poczułam!, świst powietrza wokół mnie, dotyk materiału na skórze.
Spadałam coraz szybciej i szybciej, kręcąc się w kółko. W pewnym momencie świst
stał się prawie nie do wytrzymania, a w następnej chwili już leżałam, cała
mokra, na posadce w celi.
Joe dotknęła poobijanej głowy. Musiała upaść na
prawą skroń, z której wychodziły fale gorącego bólu. Ledwie widziała na oczy. Obraz
mocno się jej rozmazywał. Joe skrzywiła się. W uszach mocno jej brzęczało,
jakby właśnie spadła z rozpędzonego roweru. Brzęczenie narastało, aż nagle
przerodziło się w metaliczne odgłosy. Ktoś wypowiedział jej imię. Głos był
mocno zniekształcony, jakby wydobywał się spod wody.
- Joe, no dalej, wstawaj, do cholery- to była Jakie. Już całkowicie panowała
nad swoim ciałem. Była wyraźnie zdenerwowana. - Chcesz zginąć?! - Te słowa
ocuciły Joe.
Joe nie umrze, nie zginie ot tak, jako więźniarka
Mossa. Jeśli Jakie dała radę sprzeciwić się pasożytującemu na niej
najmądrzejszemu Innemu, to ona, Joe, także da radę. Nie zginie. Nie tu. Szybko
wstała, wyprostowała się dumnie i wybiegła z celi.
- Nie, chcę być żywa. I wolna.- biegła przed siebie. Za nią powiewały jej
włosy. Obok niej Jakie zaśmiała się ochryple.
Joe
pierwszy raz usłyszała jej śmiech. Był to buntowniczy śmiech, pełen nadziei i
wiary. Joe także się uśmiechnęła, a w oczach zaigrał jej kryształowy ognik,
budzącej się potęgi.
Długi. Taki jaki lubię :)
OdpowiedzUsuńCzyli im dłuższe tym lepiej? Huhuhuhu, nie podpuszczaj mnie, bo łomotnę na 10 stron ( nikomu nie chciałoby się zapewne tego czytać.....)+D. Ale dzięki.
OdpowiedzUsuń