Na początku było ich trzech. Byli oni pierwsi z
pierwszych. Ani dobrzy ani źli. Szukali oni talentów, czegoś co
wyróżniałoby niezwykłą grupę śmiertelników od szarej reszty ludzi. Nie
znając ni dobra ni zła nie potrafili znaleźć takiej zdolności, aby mogła się
ona im przydać. Piękny śpiew, sprawna ręka z farbą i pędzlem, niczym nie
różniła się dla nich od bezlitosnej sztuki miecza lub genialnego umysłu
stratega wojskowego, który pozbawiony był wszelkich skrupułów. Można by rzecz,
że aby wybrać, pierwotni musieliby poczuć. Dobro lub zło. Coś ludzkiego, co
pozwoliłoby zrozumieć człowieka.
Ale trzej Inni, nie chcieli być tacy jak ludzie.
Uczuciowi, sentymentalni, czyli po prostu s ł a b i. Po długiej naradzie,
pełnej wielkich burz i potężnych deszczy, które wstrząsnęły całym światem, Inni
zdecydowali. Weszli między ludzi i wybrali sobie na ciała trzech
najpotężniejszych ludzi tamtych czasów. Najpotężniejszych monarchów z całego
świata, którzy sprawowali władzę nad czarnym morzem sprawnych wojowników. Gdy
mieli już ludzki wygląd i ludzkie spojrzenie na świat stwierdzili, że
człowiecze talenty ich nie interesują. Stworzyli więc swoje. Straszne i
mroczne, a jednocześnie całkowicie im podległe. Wybrali tysiąc ludzi,
rozsianych po całym świecie. I dali początek Kręgom, których stworzyli 125.
Inni sprawili, że ich nowi poddani byli
długowieczni. Nie nieśmiertelni, ale długowieczni, by żyli wystarczająco długo,
aby ich potomkowie zdążyli godnie ich zastąpić. Pierwsi Trzej chcieli, by
Utalentowani stali na straży porządkowi świata żywych i umarłych. Aby karali
zwykłych, szarych śmiertelników, którzy chcieli dostać się do mieszkania
umarłych, będąc żywymi. Na początku wszystko było tak, jak oni chcieli.
Czarownice, wiedźmy, czarnoksiężnicy i magowie.
Wszyscy oni stawali przed ludzkimi obliczami Innych i ponosili konsekwencje
swoich czynów. Aż do Dnia.
Dnia, w którym umarła ostatnia osoba, którą
kochał jeden z Utalentowanych. Oszalały z rozpaczy, dostrzegł swoje zniewolenie
i to, że już nigdy jej nie zobaczy. Niewiele myśląc, poszedł za nią w otchłań
zaświatów. Czyniąc to, przerwał jedyną barierę i sprawił, że duszę zmarłych,
kochanych za życia przez Utalentowanych, wróciły do nich. Inni, nie mogli nic
na to poradzić. To była magia, której oni nie znali. Tak jak nie znali ludzkich
uczuć. Odtąd zmarli zawsze towarzyszyli ich poddanym, podżegając wszystkich do
buntu. Utalentowani, zadawali coraz więcej pytań, chcieli coraz więcej
rozumieć. Chcieli poznać prawdziwe oblicza swoich panów. Tego Inni nie mogli
zignorować. Mocą, tylko sobie znaną zamknęli oczy swoich służących na wszystkie
dusze, oprócz, tych przez nich kochanych. Inni zabili swoje dotychczasowe ciała
władców i weszli do kolejnych, należących do wielkich wojowników. Pozostawili
Kręgi i Utalentowanych z nakazem skrywania swojego talentu przed całym światem.
W innym wypadku każdego Utalentowanego czekała przeraźliwa śmierć. Co jakiś
czas, któryś z Utalentowanych ginął. Ku przestrodze. Co jakiś czas Trzej Inni
zmieniali swoje postaci, na nowe ciała ludzi, którzy mieli coś p o n a d. Nawet
ponad Talent. I tak było przez wieki.
Aż do czasu, gdy Inni zauważyli coś w o c z a c h
niektórych Utalentowanych. Coś, co mogłoby ich zniszczyć. Zgładzić. Musieli to
zabrać, schować w cieniu swojego więzienia. Skryć, daleko od wszystkich. Na
zawsze. I taki los spotkał już 20 Utalentowanych. A Joe była 21.
Gdy Wilk skończył swą opowieść wstał i mrugnął
żółtym ślepiem. Zawiał suchy, pustynny wiatr i wilk rozpłynął się, jak zwykła
mgła. Gdy znikł, Joe usłyszała koło siebie jego cichy szept: "
Powodzenia". I znów była sama. Miała sucho w ustach i sama nie wiedział,
co tak właściwe ma zamiar teraz zrobić. Wysłuchała historii Innych i samej
siebie. Nie wiedziała, czy tak naprawdę chciała o tym wszystkim wiedzieć. Z
opowieści Wilka wynikało, że Moss, Jakie i Kyle, że Kyle! i ta dwójka to Trzej
Inni, od których to wszystko się zaczęło. Nie chciała uwierzyć, że Kyle, że
Jakie to wcale nie Kyle ani nie Jakie tylko potwory, demony, w ludzkiej
powłoce. Wcześniej, tak jak szeptów i syków, Joe tego nie zauważała. Nie
myślała o tym z kim rozmawia, z kim je i z kim spędza czas na grach i zabawach.
Gdy przypomniała sobie niedawny pocałunek z Kylem, na całym ciele poczuła
lodowaty dreszcz. Poczuła wstręt do siebie, do tego miejsca, do Kyla, do Jakie.
Nie czuła wstrętu do Mossa. Nie potrafiła opisać tego, co czuła do niego.
Odraza, wstręt, nienawiść- to były za lekkie słowa.
Joe, z trudem wzięła głęboki oddech. Zacisnęła
zęby i już wiedziała. Tom w nią wierzy, Cleo, Joseph, pewnie też i Two oraz
Ling. Nie wiedziała co myśleć o Ramonie, więc zostawiła ją w spokoju. Złożyła
dłonie w pięści, gotowa do wojny. Joe wiedziała, że na jednej bitwie się nie
skończy. Odwróciła się na pięcie, już miała odejść, gdy usłyszała za sobą
głuchy brzęk. Odwróciła się szybko i ujrzała mały, złoty medalik, ze lśniącym
szmaragdem. Pochyliła się, aby go podnieść. Gdy się wyprostowała zauważyła, że
wszystko wróciła do normy i rośliny, kwiaty odzyskały swoje kolory, a przez
szyby szklarni na powrót sączyła się srebrna poświata. Joe obróciła medalik w
palcach. Musiała go gdzieś schować. Gdzieś, gdzie nikt się na niego nie
natknie. Jej szklarnia była najlepsza na skrytkę. Dziewczyna znów się pochyliła
i zanurzyła blade palce w ciemną ziemię, pod krzaczkiem białych dalii. Wykopała
dość głęboki dołek i wrzuciła w niego złoty łańcuszek. Szmaragdowy kamień
błysnął, jakby pochwalał jej posunięcie. Tak było najlepiej. Joe zasypała
ziemię, sprawdziła, czy miejsce, w którym wykopała kryjówkę, nie rzuca się w
oczy, świeżą ziemią. Wstała. Wytrzepała ręce i nim wyszła ze szklarni,
popatrzyła na dalie, zapamiętując miejsce skrycia mądrego Wilka.
Do swojej sypialni wróciła zamyślona i
nieco nieprzytomna. Okazało się, że długo nie spała. Ledwie się zdrzemnęła.
Dopiero po godzinie, po powrocie ze szklarni, do jej pokoju zapukała służąca,
aby pomóc jej dobrać ubiór, na kolejny dzień w jej więzieniu. Joe bez słowa
ubrała skórzane, błyszczące spodnie, które ładnie skrywały jej kościste kolana
i luźną, fioletową koszulkę, z zakrytym dekoltem i odsłoniętymi plecami. Dziwnie
czuła się, gdy zimne powietrze gładziło jej nagą skórę, ale gdy zobaczyła swoje
plecy w wielkim lustrze stwierdziła, że z tyłu wygląda to dużo lepiej i jej
plecy są bardzo zgrabne, okalane przez lejący się fiolet materiału. Potem
ubrała na nogi, wysokie, szare buty. Już zapomniała jak to jest nosić trampki.
Bardzo tęskniła za tą wygodą i za tym, że można było biegać. Można było biegać…
Niezbyt miło wyprosiła swoją służącą. Joe
wydawało się, że ta strasznie się ociąga. Dziewczyna szybko ubrała fioletowe
kolczyki i duży pierścionek, dopasowane do jej bluzki. Następnie jeszcze
szybciej pociągnęła usta bladą szminką i wklepała w powieki srebrny cień. Każda
minuta była na wagę złota.
Czym prędzej wybiegła z sypialni i najszybciej
jak tylko mogła zbiegła o marmurowych schodach, aż do wielkiego, szachowego
holu z tykającym zegarem. Potem skręciła w lewo i wspięła się po mniej
okazałych kamiennych schodach, wyłożonych czerwono-złotym dywanem. Ruszyła
korytarzem o wysokim sklepieniu, wymalowanym różnymi mrocznymi motywami, aż
dotarła do wysokich, aż po sufit dwuskrzydłowych, mosiężnych drzwi.
Dotknęła ich jednym palcem, a te od razu odskoczyły otwierając przed Joe istny
drugi świat. Równoległą rzeczywistość, wypełnionych po brzegi półek. Półek
pełnych wiedzy płynącej z mądrych książek.
Było tu pełno prastarych ksiąg o różnych dziedzinach
czarnej magii, opowieści o ludziach i ich zwyczajach, a co najważniejsze o
historii. Historii i dziejach Innych, której to poświecono równe 5 rzędów,
półek wysokich aż po sklepienie biblioteki. Joe zaśmiała się bezgłośnie. Tu
jest o nich wszystko. Dokładnie wszystko.
Joe podeszła do pierwszej półki i wyciągnęła
wybitnie rzucający się w oczy, opasły tom. Ledwo dała radę go wyciągnąć i
położyć na najbliższym ciemnym stoliku o rzeźbionych nóżkach. Gdy tego
dokonała musiała jeszcze rozpiąć trzy wielkie srebrne klamry i już
wszystkie stronice były jej. Czytała i czytała. Na pofalowanych kartach było
wszystko oprócz tego, co ją interesowało. Wertowała kolejne egzemplarze, z
każdą chwilą tracąc coraz bardziej na pewności siebie. Po paru godzinach
ślęczenia nad starymi słowami bolał ją kark i piekły przekrwione oczy. Joe
westchnęła głośno. Zaczynała zastanawiać się czy to co robi ma w ogóle
jakikolwiek sens. Przecież i tak nie przechytrzy Mossa. Co ona sobie wyobrażała
spiskując w jego domu, tuż pod jego nosem? To bez sensu. Nagle na jej
otwartą książkę padł długi cień, kończąc tym samym jej użalanie się nad swoim
durnym, skończonym życiem. Popatrzyła w górę. Przed Joe stał Kyle.
Chłopak uśmiechał się szeroko, lekko pochylając się nad Joe.
- Zasłaniasz mi światło.-powiedziała spokojnie Joe.- Wiem.- odpowiedział Kyle.- I co z tym zrobimy?
- My nic. Ty tak. Przesuń się.- Joe nie wiedziała dlaczego widok Kyla tak ją drażnił. Tak jej przeszkadzał. A, racja!, Kyle to kolejne wcielenie diabelnego Innego, tego, który wpakował Joe w to gówno. Zapomniałaby. Kyle zauważył, że Joe jest nie w sosie (choć powiedzenie "nie w sosie", jest nieco złagodzoną wersją, tego jak Joe patrzyła wtedy na Kyla):
- Coś dzisiaj humorek nie dopisuje, widzę.-powiedział już mniej wesoło, sadowiąc się na krześle obok Joe.-Co czytasz?
Nie czekając na odpowiedź chłopak porwał położoną
na stole książkę i przeczytał tytuł, marszcząc przy tym brwi:
- Tajemnica i Pewność. Z dziejów pobocznych Innych. To mi nie wygląda
na relaksującą lekturę na zabicie czasu. Czego szukasz?- Chcę lepiej to wszystko poznać. Czuję się tu jak w domu, więc pomyślałam, że dowiem się czegoś ciekawego z waszej historii. W sumie to z naszej.- Joe wypacała z siebie litry potu, kłamiąc, tłumacząc to wszystko Kylowi, któremu brwi unosiły się coraz wyżej i wyżej. A ona mówiła.-Za dużej wiedzy to ja nie mam, bo no dowiedziałam się, że mam ten Talent i po kilku miesiącach, ze świadomością, że jestem psychiczna i widzę zmarłych, wylądowałam tutaj. Mieszkam tu ponad rok, więc pomyślałam, że trzeba coś z tym robić.- nie była to składna wypowiedź. Joe wątpiła, czy przekonałaby tym choćby głuchego. Patrzyła na twarz Kyla, która nagle cała się rozpromieniła. Chłopak wyglądał jakby wpadł na świetny pomysł.
- Wiesz, Joe z tej średniowiecznej podpałki do kominka niczego się nie dowiesz. Najwyżej oślepniesz, a tego nikt nie chce.- tu Kyle popatrzył dziwnie, przelotnie na Joe.- Choć, pokażę ci książkę, która na pewno ci się spodoba. No i ma obrazki- dodał wesoło, może tylko trochę złośliwe.
Kyle wziął Joe za rękę i pociągnął ją w
najbardziej oddalony, zacieniony kąt biblioteki, gdzie stała mała komoda z
oszklonymi szybami. Stanęli przed nią i chłopak puścił dłoń Joe, by otworzyć
drzwiczki. Przez chwilę pochylał się nad półkami, szukając odpowiedniego tomu.
Chwycił wybraną książkę i wyprostował się do Joe, trzymając w ręku cienką i
małą książeczkę oprawioną w jakąś postrzępioną, granatową tkaninę. Gdy Kyle
podał ją Joe, dziewczyna zauważyła, że nigdzie nie ma tytułu, autora, pieczęci
Innych lub choćby jakichkolwiek inicjałów. Niczego. Po uchyleniu okładki,
od razu zaczynał się tekst, zapisany zielonym atramentem. Joe zauważyła, że
ktoś wyrwał kilka poprzednich stron. Zapewne z tytułem i autorem.
- Kyle, dlaczego ta książka jest taka wyświechtana? -zapytała Joe, oglądając
egzemplarz z bliska. Wszystkie inne książki w całej bibliotece były ładnie
oprawione i zadbane. Ale ta jedna nie. Dlaczego?- A bo ja wiem? Moss kiedyś wspominał, że to chyba najstarsza książka napisana przez jakiegoś zwariowanego Innego. Kilka razy się rozlatywała i jak widzisz, za którymś razem, naprawił ją ktoś, kto nie miał zbyt wprawnej ręki. Na szczęście zawartość nie ucierpiała. No to miłego czytania. Idę. Zakładam, że siedząc tu cały dzień, nie widziałaś Jakie?- powiedział to mrugając. Joe pokręciła przecząco głową.- No to na razie.-powiedział dziwnie dziarsko Kyle i odszedł szybko.
Joe odczekała, aż zniknie w oddali, między
półkami. Dopiero wtedy usiadła, tam gdzie stała i zagłębiła się w lekturze.
Na początku było Trzech Innych. Rządzi oni
całym światem ludzi, a nawet zagłębili się w ciemności krainy umarłych. Do
pomocy stworzyli sobie ludzi, których obdarowali cudownym, jak dla nich
Talentem widzenia tego, co niematerialne. Każdy zna tę opowieść i kończący ją
bunt oraz przestroga dla potomnych Utalentowanych. Nie o tym jednak chcę tu
pisać. Nie każdy wie, że obok sprawdzonych faktów kryją się i bajki oraz
legendy Jedna z najbardziej skrywanych legend, a więc i najbardziej
znanych opowiada historię jednego z Trzech Innych. Nikt nie wie, który z tych
potężnych władców okazał, aż tak wielką słabość. Ci, którzy znali odpowiedź na
to pytanie już dawno stracili życie, a kto wie? może i duszę.
Nikt jednak nie zakazał opowiadania nie
sprawdzonych i bajanych legend na papierze. Nawet jeśli tymi słowami narażam
się Innym, i teraz chcą mnie zniszczyć, prawdopodobnie osobiście już nie żyje (więc
Inni nie mają się co fatygować , gdyż chcę umrzeć wolno. Bez ich plugawej
pomocy.
Tak więc piszę, póki jeszcze mam ręce i głowę
mocno osadzoną na karku. Jeden z Trzech, ten który w sercu skrywał najwięcej z
człowieka i który w pewnej chwili odkrył, że zdolny jest do dobra, ale i też do
zła, razu pewnego spotkał Wiedźmę. Nie wiadomo jak ów Wiedźma miała na imię ani
skąd pochodziła. To jest właśnie urok legend. Wiadomo za to, że była to bardzo
piękna, młoda istota, która została przyprowadzona przed oblicze Trzech Innych,
za próbę dostania się do świata umarłych, gdzie przebywał jej ukochany. Jak
można się spodziewać Inny o uczuciach poczuł z nią więź, tak wielką iż nie był
w stanie przerwać jej nawet swą potężną mocą. Nie można powiedzieć, że się
zakochał. O nie. Ale było to coś, uczucie, emocja, coś co sprawiło, że Inny o
uczuciach uratował Wiedźmę.
W podzięce za ratunek, kobieta dała Innemu o
uczuciach dwa piękne amulety. Jeden o szmaragdowym kamieniu, drugi o
kryształowym. Pierwszy miał moc ukazywania wszystkiego, co zostało mu
ofiarowane. Szmaragd oddawał właścicielowi wspomnienia, a także uczucia. Więc,
gdy Wiedźma odeszła, Inny nadal mógł ją widywać w wspomnieniach szmaragdu.
Drugi wisior, o kryształowym kamieniu, miał moc zapamiętywania. Wchłaniania
wszystkiego, zamykania i chronienia wszelkich sekretów, które nie mogą ujrzeć
światła dziennego. Tam też ukryła się Wiedźma, gdyż w innym wypadku straciłaby
życie z rąk pozostałych dwóch Innych. Pożegnała się z Innym o uczuciach i
odeszła do krainy kryształu. Ten ukrył swoje amulety, których strzegł jak smok
swego złota i nigdy nie wyjawił tajemnicy pozostałym braciom. Legenda głosi, że
pożegnanie Wiedźmy z Innym o uczuciach podglądnęło, zza uchylonych drzwi, parę
Utalentowanych. Mówią, że blask, kryształu z amuletu był tak wielki, iż wsiąkł
w oczy tych ukrytych ludzi, sprawiając, że odtąd ich oczy były nie szare, nie
niebieskie, ale właśnie kryształowe. Nikt tego nie powie na głos, ale po kątach
szepcze się, że odtąd stali się oni chodzącymi amuletami, niekontrolowanymi,
śmiertelnie niebezpiecznymi dla Innych. Ponadto ten ich Dar okazał się być
dziedziczny. Co prawda tylko co parę pokoleń, ale mimo to niezaprzeczalnie
dziedziczny.
Inni zauważyli, że coś jest nie tak, ale żaden
z nich nie miał choćby najmniejszego pojęcia,jak temu zaradzić. Skończyło się
na cichej obserwacji i próbie zrozumienia tego zjawiska, chroniąc się przed
jego działaniem.
Joe przypomniała sobie słowa Wilka, o tym jak
Inni pewnego razu zauważyli coś dziwnego w oczach swoich poddanych. To pewnie
chodziło o ten wzrok, o kolor tęczówek. Joe drgnęła. A Wilk? On przecież był z
wisiora. Wisiora ze szmaragdem. Poza tym sam powiedział, że nie jest prawdziwy.
Wygadał jak:
-Wspomnienie.-wyszeptała Joe. Czym prędzej wróciła do czytania, łowiąc
chciwie każde kolejne słowa, nieznanego autora:
Są i Secretusy. Każdy kolejny, pojawiający się
Inny, otrzymywał jednego kryształowego motyla, który w skrytej Twierdzy Innych
funkcjonował( lub nadal funkcjonuje,) jako łapacz sekretów i wspomnień. Chowane
tajemnice mogą być obejrzane tylko i wyłącznie przez prawowitego właściciela
Secertusa. Ale tę część wie każdy. Tak przypuszczam.
Przytoczę teraz kolejną, mniej spektakularna,
w swojej treści legendę, o tym jak drugiemu, najcichszemu, ale za to
najinteligentniejszemu, pierwotnemu Innemu udało się, w końcu stworzyć mizerną,
ale jednak kopię amuletu Wiedźmy. Podobno, latami wpatrywał się w kryształowe
oczy swoich Utalentowanych, szukając jakiś wskazówek. W końcu stwierdził, że
jest to bardzo potężna magia i, że jak teraz każdemu wiadomo, oczy tych
Utalentowanych chłoną wszystko, ale niczego nie oddają z powrotem. Słowem, są
jak czarna dziura, która skrywa wiele, ale nikt nie wie, co tak właściwie.
Mądry Inny stworzył, więc Secretusy dla
pozostałych Innych. Kto jak kto, ale Inni z pewnością mieli wiele tajemnic,
których nie chcieli nikomu wyjawić. I tak już zostało. Dane mi było kiedyś
spotkać i porozmawiać z pewnym Utalentowanym o kryształowych oczach.
Opowiedziała mi jak prawdopodobnie wyglądały owe amulety, gdyż plotki o nich
przekazywano cichaczem z pokolenia na pokolenie, a najróżniejsze wyobrażenia
wisiorów, chowano za pazuchami, strzegąc ich na zmianę. Na następnych stronach
widnieją szczegółowe rysunki obydwu wisiorów oraz szkic niezwykłych oczu mej
rozmówczyni.
Joe szybko przewróciła kartę i jej oczom ukazał
się, tak dobrze jej znany złoty wisior, ze szmaragdowym, błyszczącym kamieniem.
Ktokolwiek to narysował (a Joe nie wiedziała, czy autorem książki jest kobieta
czy mężczyzna) potrafił, lub potrafiła cudownie rysować. Patrząc na kartę, Joe
wydawało się, że na papierze leży ów medalion, który miała w ręku, tak niedawno.
Rysunek był bardzo dokładny, narysowany pewną ręką. Później Joe popatrzyła na
druga stronę i ujrzała bardzo podobny do złotego, srebrny amulet o kryształowym
kamieniu. Narysowany był równie starannie co poprzedni. Zdawało się, że
kryształ błyszczy na kartce.
Kolejny szelest papieru. Kolejna strona. A na tej
stronie...jej własne odbicie. Joe odrzuciła szybko od siebie książkę,
oddychając szybko. Z zaniedbanych kart książki spoglądały na nią kryształowe,
lśniące oczy, osadzone w drobnej, kościstej twarzy z czarnymi brwiami i
grubymi, ciemnymi włosami. Ale w książce nie mogło być Joe. Ona jest tu, nie
tam. Joe po raz drugi wzięła do ręki tomik, by przyjrzeć się spokojnie
ilustracji.
Rysunek był tak doskonały, iż wyglądał jakby
uwieczniona na papierze twarz była żywa. Jakby należała do Joe. Dziewczyna
dopiero po chwili dostrzegła zielony podpis pod portretem. Utalentowana,
która opowiedziała mi o legendach. Nie żyje.
Nie żyje. No jasne, że nie żyje. Nie trzeba być
jasnowidzem, żeby zobaczyć jak Inni dopadają tę biedną dziewczynę. Joe spojrzała
w jej oczy. I nagle...choć to niemożliwe...rysunkowa postać mrugnęła. Mrugnęła
znacząco, inteligentnie, a potem wskazała oczami w prawy dolny róg kartki.
Powtórzyła czynność kilka razy, co chwilę patrząc się natarczywie na Joe. Joe
posunęła spojrzeniem za jej oczami i ujrzała, jak pod czarnymi kosmykami włosów
rysunku, pojawiają się czerwone linie, łączące się w nagryzmolone, na szybko słowa:
Oczy to okno duszy.
A kryształ nigdy się nie kruszy.
I choć prawdziwy tak rzadki,
Rozwiąże najcięższe zagadki.
Chytrze schowane te słowa,
Przeczyta tylko prawowita osoba.
Co choć nigdy mnie nie spotkała,
bez trudu zrozumie przesłania.
Słuchaj uważnie.
Wiedźma prastara,
rozpoczęła zmagania.
Trzech pierwszych braci,
Tajemnic stworzyło nici.
Legendy choć trudne,
Prawdę niosą żmudnie.
Przez wieki nauczają,
i dobrze się na tym znają.
Dwa amulety potężne,
pomóc ci mogą zapewne.
Jeden zieleń niesie wspomnień.
i wraz z nimi wiele upomnień.
Drugi kryształu moc posiada,
nie odda tego co w siebie pochłania.
Szmaragdowy słabszej magii,
jeden tylko co w historii.
Za to drugi kryształowy,
Co ma w środku moc wymowy
Ma wiele różnych postaci,
Co nie dla wszystkich dobrze znaczy.
Różni byli w dziejach Kryształowi
Więc, niech otworzą się przed Tobą Drzwi,
By znak zrozumieć
I daleko nie szukać
Tego, co blisko, co w środku,
Powodzenia kolejny Potomku.
Przy ostatnim słowie widniał, wielki krwisty
kleks i czerwona smuga, odbitych palców. Joe zdążyła przeczytać wiersz parę
razu, zanim litery poznikały i na kartce znów widniała jedynie dziewczyna, o
kryształowych oczach, tak podobna do Joe.
Joe przez chwile wpatrywała się w rysunek,
czekając aż ten znów ożyje i wskaże kolejne słowa. Jednak nic takiego się nie
wydarzyło. Powieki nie mrugnęły, a kryształ oczu nie rozbłysnął ostrym
blaskiem. Joe wstała, ukryła książeczkę pod zwiewną bluzką i już szła, szybkim,
energicznym krokiem. Już wyszła z biblioteki i nie spotykając nikogo po drodze,
wyruszyła na kolejny etap swojej misji.
Joe nie widziała normalnie. Obraz co chwilę to
wyostrzał się, to rozmazywał, jakby chciał przeszkodzić Joe w dotarciu do celu.
Pewnie to przez tak długie czytanie. To dlatego- powtarzała sobie w myślach
Joe. Nadal szła uparcie przed siebie. Pokonała dwa kolejne piętra, skręciła w
lewo, koło galerii obrazów (jej portret nadal wisiał na urodzinowym miejscu,
zajmując zaszczytne miejsce, obok porteru Mossa) i Joe weszła do małego,
owalnego pomieszczenia z kolorowymi witrażami, barwiącymi jej skórę na
tajemnicze odcienie niebieskiego. Kamienna podłoga, pod jej stopami zamigotała
odblaskowo. Joe spojrzała w górę. Przy suficie kłębiła się chmara kryształowych
motylków. Przebijające się przez witraże promyki słońca, igrały na ich
przezroczystych skrzydełkach. Joe wyciągnęła palec prawej dłoni wyżej,
przywołując do siebie, swojego motylka, który natychmiast opadł na jej dłoń.
- Secretus- wyszeptała zamyślona.- Jak myślisz, pomożesz mi dostać się do
tajemnic, Trzech Innych? Damy radę?- lewą ręką Joe wciąż podtrzymywała bezcenną
książeczkę. Książeczkę, która ją uratuje lub skaże na bardzo bolesną śmierć.
Prosiłabym, aby zamiast linku do Katalogu ISu, pojawił się link bezpośrednio do Internetowego Spisu.
OdpowiedzUsuńAha, i jest wpisane złe hasło, proszę się poprawić tutaj: Dział Katalogowy: Zgłoś się
OdpowiedzUsuńAle długaśny. Chyba nie miałaś co robić, ale to dobrze, bo świetnie ci wyszło :)
OdpowiedzUsuńDzięki+D. Teraz rozdziały będą takie już do końca. Nie będę się rozdrabniać.
OdpowiedzUsuń