środa, 16 kwietnia 2014

Spotkanie Światów

Po tak długim czasie siedzieli tu oboje. Joe wpatrywała się ich blade, przestraszone oblicza, szukając zmian. Cleo przycięła swoje zielone włosy, które nadal były lekko pofalowane. W szmaragdowe pukle wpięła starodawną, pozłacaną spinkę, w kształcie pięknej ważki, o dużych, czarnych oczach. Patrzyła prosto przed siebie, starając się nie mrugać. Cleo zapewne wiedziała, że wystarczy ułamek sekundy, krótka chwila nieuwagi, by zginąć. Joe oderwała oczy od posągu dziewczyny i powoli spojrzała na Josepha. Chłopak ubrany był w połyskujący srebrem, dopasowany smoking, który zakrywał jego tajemnicze, ruchome tatuaże. Joseph poczuł jej spojrzenie na sobie i odwrócił ku niej głowę. Dziwacznie mrużył swoje niewidzące oczy. Wyglądał jakby chciał dojrzeć Joe zza gęstej, mlecznobiałej mgły. Joe nachyliła się do przodu, siedząc na swoim miejscu, jak na szpilkach. Chciała wyciągnąć dłoń ku Cleo i Josepha. Chciała z nimi porozmawiać, ale wiedziała, że to nie umkłoby uwadze wszystkowidzącego Mossa. Joe widziała, jak Inny zabawia gości, opowiadając im różne wspaniałe historie, jednak gdy tylko Joe się poruszyła, zaszeleściła lekko suknią, Moss natychmiast odwracał nieznacznie głowę w jej stronę. Joe czuła jego spojrzenie, ukryte za szerokim rondem melonika.
- Wszystko w porządku?- spytał Kyle, nachylając się ku Joe. Dziewczyna nie mogła usiedzieć na miejscu.
-Tak, wszystko dobrze. - Joe przygryzła swoją umalowaną wargę.- Nudno tu tylko.- rzuciła po chwili namysłu.
- Masz rację. Nudnawo. Jak zresztą zawsze…- Kyle wyprostował się i pstryknął palcami, jakby od niechcenia.
W całej sali rozbrzmiała lekko przyciężkawa, smętna muzyka smyczkowa, wspierana przez mroczne organy, gdzieś przy wysokim suficie z ogromnym, kryształowym żyrandolem. W kryształowych łezkach w górze odbijały się pięknie płomyki świec.
- Panienka pozwoli?- spytał Kyle, wyciągając dłoń ku Joe, uśmiechając się przy tym zniewalająco.
- Ależ oczywiście.- odpowiedziała elegancko Joe, oblewając się rumieńcem, który zdaniem Joe wyglądał okropnie, a zdaniem Kyle'a niezwykle urzekająco i uroczo. Podała mu dłoń i weszli razem na parkiet, z dala od gości, siedzących przy suto zastawionym stole.
Kyle wziął Joe delikatnie w ramiona. 
- Wszystkiego najlepszego.- wyszeptał chłopak.
- Dzięki. Ciągle to dzisiaj powtarzasz, zauważyłeś?- powiedziała Joe, siląc się na spokój.
Znów tonęła w bursztynie oczu Kyla. Jego spojrzenie było tajemnicze, zwodnicze a jednocześnie takie szczere i prawdziwe. Serce jej waliło, nogi miała miękkie, jak lalka wypchana watą. Przed upadkiem chroniła ją tylko mocna dłoń Kyla na jej talii.
- Wiem, wiem. Co poradzę, że gdy tylko cię widzę, chcę ci życzyć gwiazdek z nieba i spełnienia wszystkich marzeń?- i znów ten uśmiech.
- Dlaczego?- zdziwiła się Joe. Tańcząc razem, nie zauważali, że dołączyło do nich sporo gości, w tym  Moss, który sunął z gracją, mając Jakie za partnerkę.
- Gdyż jesteś wyjątkową dziewczyną. A wyjątkowym dziewczynom należą się wyjątkowe rzeczy. - to mówiąc Kyle nagle stanął i wpatrzony w Joe, ujął  jej twarz w dłonie.
Joe nie protestowała. Poczuła miękkie, ciepłe wargi Kyla na swoich sztucznych, stworzony przez Jakie. Pocałunek był krótki i lekki. Ledwie starczył na wspomnienia pocałunku. Jednak to Joe wystarczyło. Uśmiechnęła się do Kyla, który odpowiedział jej tym samym. Chłopak otworzył usta by coś powiedzieć, jednak przeszkodził mu, inny męski głos:
- Czy mógłbym porwać Joe na jeden taniec?- to Joseph stał za plecami Joe, nadal nienaturalnie mrużąc oczy.
- Oczywiście.- odpowiedział Kyle, podając dłoń dziewczyny Josephowi. Na odchodnym mrugnął jeszcze, do nieco oszołomionej, zagubionej Joe . Odwrócił się i zniknął tłumie mrocznych tancerzy.
Joe zaczęła sunąć po parkiecie z Josephem. Nie czuła się  swobodnie. Joseph był wyższy i chudszy. Nie tańczył też tak dobrze jak Kyle
- Gdzie zostawiłeś Cleo?- zagadnęła Joe, którą brak rozmowy niezmiernie męczył.
- Czeka na swoją kolejkę do tańca- odpowiedział chłopak, świdrując ją z góry cienkim, mętnym spojrzeniem. - Joe czy ty masz się dobrze?- zapytał znienacka.
- Tak.- odpowiedziała zaskoczona Joe.
- Na pewno?- Joe pokiwała twierdząco głową.
-A czy wierzysz w to, że Moss zaprosił nas dla ciebie, tylko jako prezent?- kolejne dziwnie pytanie.
- No, nie wiem. Nie jestem pewna. To bardzo miło z jego strony......- "miło". Joe coś tknęło- O co chodzi? - w odpowiedzi na jej pytanie, Joseph delikatnienie, spokojnie zaczął przesuwać się z Joe, po całym parkiecie, wirując wokół pozostałych par.
Nie wzbudzając podejrzeń, trafili pod masywne, otwarte drzwi balkonowe, które wychodziły na niewielki, pokryty kwiatami dziedziniec. Joseph zatrzymał się i przytrzymał dla Joe muślinową firanę, zasłaniająca wejście, aby dziewczyna mogła wyjść na zewnątrz.
Stanęli obok siebie, wpatrując się w ogromną tarczę fioletowego Księżyca. 
- Piękny- zagadnęła Joe.                          
-Ani trochę.-odpowiedział Joseph, odwracając się do niej przodem. Nachylił się do niej i otworzył szerzej swoje blade oczy, które w świetle Księżyca zyskały nową liliową poświatę.
- Joe, nie oszukujmy się, widzę więcej niż przeciętny. Nie wyobrażasz sobie nawet ile w tym nowym życiu, które wiedziesz jest zasadzek. Pułapek. Widzisz tylko Mossa, Jakie i Kyla, ale czy nie zastanawiałaś się może czy jest ich tu więcej? Nie wydawało ci się dziwne, że troje Innych, to trochę za mało na całą grupę siejących grozę istot? Ty ich nie widzisz, podobnie jak część gości, ale wiedz, że nie poznałaś jeszcze prawdziwych Innych. Jest ich tu pełno. Czają się po kątach.- Joseph mówił szybko, ledwie słyszalnie, niewyraźnie, co chwilę zerkając za ramienia Joe. Spieszył się.
Joe zesztywniała ze strachu. Cała krew odpłynęła jej z twarzy, niszcząc niedawny rumieniec. Oddech jej przyspieszył, a wyostrzony przez narastający strach słuch wyłapywał, co chwilę niepokojące szelesty i szepty, sunące ku niej przez ciemność. 
- O co ci chodzi? Joseph, co jest?- wyszeptała z trudem Joe.
- Zatańczmy. - usłyszała w odpowiedzi.
Wirując w takt muzyki, nieco przytłumionej przez ściany, Joseph przysunął się mocniej do Joe. Nachylił się do niej i wyszeptał w jej pachnące goryczą, hebanowe włosy:
- Spokojnie, nie zostawimy cię. Uśmiechnij się jakbym powiedział właśnie jakiś żart. - Joe z trudem wygięła usta w fałszywym uśmiechu.- Dobrze. Teraz słuchaj uważnie. Wsunę ci z tyłu, pod gorset pewną rzecz. Nie wyciągaj jej przy gościach ani przy żadnym z Innych, rozumiesz? Nikt, nie może tego zobaczyć. Schowaj to i nie wyjmuj, aż będziesz absolutnie pewna, że nikt cię nie nakryje. Uśmiechnij się.-Joe z bijącym sercem i z paniką w niebieskich oczach o fioletowych odblaskach, uśmiechnęła się mechaniczne. Poczuła, jak Joseph wsuwa jakiś zimny przedmiot pod jej gorset i zahacza go o bogate hafty.- Dobrze. Teraz spokojnie wrócimy do sali a ty będziesz się zachowywała, jakbyś zatańczyła ze mną zwyczajny taniec. - Joe przytaknęła i oboje wrócili do ciepłego pomieszczenia.
Joe nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. Miała mętlik w głowie, obraz przed jej oczami wirował niebezpiecznie, przez co Joseph musiał ją prowadzić przez cały parkiet i usadowić na jej miejscu. Dziewczyna starała się nie przesuwać i ruszać sukni, aby przedmiot schowany pod jej gorsetem, przypadkiem się nie wysunął. Czuła, że gdyby Moss się o nim dowiedział, to ona Joe, już nie żyje.
Przez resztę wieczoru, Joe siedziała jak zaklęta. Nie odważyła się ruszyć. Podtrzymywała tylko skraj sukni, zaciskając na niej palce, aż do bólu. Czy to prawda, co mówił Joseph? Nigdy się nad tym nie zastanawiała, ale rzeczywiście w całej Twierdzy spotkała tylko tych troje Innych, a niekiedy także służących, którzy nie wyglądali jakoś niezwykle groźnie i potężnie.
W końcu zaczęło świtać i goście rozeszli się do swoich cuchnących siarką domostw. Joseph i Cleo zostali odprowadzeni do drzwi, przez samego Mossa. Wyszli jako ostatni.
- Podobało ci się, moja kochana? - spytał słodko Moss, nachylając się do niej.
- Tak, było cudownie. Dziękuję ci.- Joe siliła się na spokój. Cieszyła się w duchy, że nie musi spojrzeć w oczy Mossa. Była pewna, że w innym wypadku od razu odgadłby, że coś jest nie tak.
- Cieszę się. Chodź, to była długa noc tańców. Trzeba to odespać.- Inny zaoferował jej swoje ramię, a Joe niechętnie je przyjęła. Ruszyli wolno przez jeden z głównych korytarzy. Idąc, Joe czuła, jak zaczepiony pod gorsetem przedmiot, niebezpiecznie się kołysze...

2 komentarze:

  1. Doszły mnie wieści, że już wszystko sobie przemyślałaś i napisałaś. To w takim razie publikuj, dziewczyno! Fajnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, dzięki. Ja taka planująca........( ale wszystko w swoim czasie).

    OdpowiedzUsuń