Po tak długim czasie siedzieli tu oboje. Joe
wpatrywała się ich blade, przestraszone oblicza, szukając zmian. Cleo przycięła
swoje zielone włosy, które nadal były lekko pofalowane. W szmaragdowe pukle
wpięła starodawną, pozłacaną spinkę, w kształcie pięknej ważki, o dużych,
czarnych oczach. Patrzyła prosto przed siebie, starając się nie mrugać. Cleo
zapewne wiedziała, że wystarczy ułamek sekundy, krótka chwila nieuwagi, by
zginąć. Joe oderwała oczy od posągu dziewczyny i powoli spojrzała na Josepha.
Chłopak ubrany był w połyskujący srebrem, dopasowany smoking, który zakrywał
jego tajemnicze, ruchome tatuaże. Joseph poczuł jej spojrzenie na sobie i
odwrócił ku niej głowę. Dziwacznie mrużył swoje niewidzące oczy. Wyglądał jakby
chciał dojrzeć Joe zza gęstej, mlecznobiałej mgły. Joe nachyliła się do przodu,
siedząc na swoim miejscu, jak na szpilkach. Chciała wyciągnąć dłoń ku Cleo i
Josepha. Chciała z nimi porozmawiać, ale wiedziała, że to nie umkłoby uwadze
wszystkowidzącego Mossa. Joe widziała, jak Inny zabawia gości, opowiadając im
różne wspaniałe historie, jednak gdy tylko Joe się poruszyła, zaszeleściła
lekko suknią, Moss natychmiast odwracał nieznacznie głowę w jej stronę. Joe
czuła jego spojrzenie, ukryte za szerokim rondem melonika.
- Wszystko w porządku?- spytał Kyle, nachylając się ku Joe. Dziewczyna nie
mogła usiedzieć na miejscu. -Tak, wszystko dobrze. - Joe przygryzła swoją umalowaną wargę.- Nudno tu tylko.- rzuciła po chwili namysłu.
- Masz rację. Nudnawo. Jak zresztą zawsze…- Kyle wyprostował się i pstryknął palcami, jakby od niechcenia.
W całej sali rozbrzmiała lekko przyciężkawa,
smętna muzyka smyczkowa, wspierana przez mroczne organy, gdzieś przy wysokim
suficie z ogromnym, kryształowym żyrandolem. W kryształowych łezkach w górze
odbijały się pięknie płomyki świec.
- Panienka pozwoli?- spytał Kyle, wyciągając dłoń ku Joe, uśmiechając się
przy tym zniewalająco.- Ależ oczywiście.- odpowiedziała elegancko Joe, oblewając się rumieńcem, który zdaniem Joe wyglądał okropnie, a zdaniem Kyle'a niezwykle urzekająco i uroczo. Podała mu dłoń i weszli razem na parkiet, z dala od gości, siedzących przy suto zastawionym stole.
Kyle wziął Joe delikatnie w ramiona.
- Wszystkiego najlepszego.- wyszeptał chłopak. - Dzięki. Ciągle to dzisiaj powtarzasz, zauważyłeś?- powiedziała Joe, siląc się na spokój.
Znów tonęła w bursztynie oczu Kyla. Jego spojrzenie
było tajemnicze, zwodnicze a jednocześnie takie szczere i prawdziwe. Serce jej
waliło, nogi miała miękkie, jak lalka wypchana watą. Przed upadkiem chroniła ją
tylko mocna dłoń Kyla na jej talii.
- Wiem, wiem. Co poradzę, że gdy tylko cię widzę, chcę ci życzyć gwiazdek z nieba
i spełnienia wszystkich marzeń?- i znów ten uśmiech.- Dlaczego?- zdziwiła się Joe. Tańcząc razem, nie zauważali, że dołączyło do nich sporo gości, w tym Moss, który sunął z gracją, mając Jakie za partnerkę.
- Gdyż jesteś wyjątkową dziewczyną. A wyjątkowym dziewczynom należą się wyjątkowe rzeczy. - to mówiąc Kyle nagle stanął i wpatrzony w Joe, ujął jej twarz w dłonie.
Joe nie protestowała. Poczuła miękkie, ciepłe wargi
Kyla na swoich sztucznych, stworzony przez Jakie. Pocałunek był krótki i lekki.
Ledwie starczył na wspomnienia pocałunku. Jednak to Joe wystarczyło.
Uśmiechnęła się do Kyla, który odpowiedział jej tym samym. Chłopak otworzył
usta by coś powiedzieć, jednak przeszkodził mu, inny męski głos:
- Czy mógłbym porwać Joe na jeden taniec?- to Joseph stał za plecami Joe,
nadal nienaturalnie mrużąc oczy. - Oczywiście.- odpowiedział Kyle, podając dłoń dziewczyny Josephowi. Na odchodnym mrugnął jeszcze, do nieco oszołomionej, zagubionej Joe . Odwrócił się i zniknął tłumie mrocznych tancerzy.
Joe zaczęła sunąć po parkiecie z Josephem. Nie
czuła się swobodnie. Joseph był wyższy i chudszy. Nie tańczył też tak
dobrze jak Kyle
- Gdzie zostawiłeś Cleo?- zagadnęła Joe, którą brak rozmowy niezmiernie
męczył.- Czeka na swoją kolejkę do tańca- odpowiedział chłopak, świdrując ją z góry cienkim, mętnym spojrzeniem. - Joe czy ty masz się dobrze?- zapytał znienacka.
- Tak.- odpowiedziała zaskoczona Joe.
- Na pewno?- Joe pokiwała twierdząco głową.
-A czy wierzysz w to, że Moss zaprosił nas dla ciebie, tylko jako prezent?- kolejne dziwnie pytanie.
- No, nie wiem. Nie jestem pewna. To bardzo miło z jego strony......- "miło". Joe coś tknęło- O co chodzi? - w odpowiedzi na jej pytanie, Joseph delikatnienie, spokojnie zaczął przesuwać się z Joe, po całym parkiecie, wirując wokół pozostałych par.
Nie wzbudzając podejrzeń, trafili pod masywne,
otwarte drzwi balkonowe, które wychodziły na niewielki, pokryty kwiatami
dziedziniec. Joseph zatrzymał się i przytrzymał dla Joe muślinową firanę,
zasłaniająca wejście, aby dziewczyna mogła wyjść na zewnątrz.
Stanęli obok siebie, wpatrując się w ogromną
tarczę fioletowego Księżyca.
- Piękny- zagadnęła Joe.
-Ani trochę.-odpowiedział Joseph, odwracając się do niej przodem. Nachylił
się do niej i otworzył szerzej swoje blade oczy, które w świetle Księżyca
zyskały nową liliową poświatę. - Joe, nie oszukujmy się, widzę więcej niż przeciętny. Nie wyobrażasz sobie nawet ile w tym nowym życiu, które wiedziesz jest zasadzek. Pułapek. Widzisz tylko Mossa, Jakie i Kyla, ale czy nie zastanawiałaś się może czy jest ich tu więcej? Nie wydawało ci się dziwne, że troje Innych, to trochę za mało na całą grupę siejących grozę istot? Ty ich nie widzisz, podobnie jak część gości, ale wiedz, że nie poznałaś jeszcze prawdziwych Innych. Jest ich tu pełno. Czają się po kątach.- Joseph mówił szybko, ledwie słyszalnie, niewyraźnie, co chwilę zerkając za ramienia Joe. Spieszył się.
Joe zesztywniała ze strachu. Cała krew odpłynęła
jej z twarzy, niszcząc niedawny rumieniec. Oddech jej przyspieszył, a
wyostrzony przez narastający strach słuch wyłapywał, co chwilę niepokojące
szelesty i szepty, sunące ku niej przez ciemność.
- O co ci chodzi? Joseph, co jest?- wyszeptała z trudem Joe. - Zatańczmy. - usłyszała w odpowiedzi.
Wirując w takt muzyki, nieco przytłumionej przez
ściany, Joseph przysunął się mocniej do Joe. Nachylił się do niej i wyszeptał w
jej pachnące goryczą, hebanowe włosy:
- Spokojnie, nie zostawimy cię. Uśmiechnij się jakbym powiedział właśnie
jakiś żart. - Joe z trudem wygięła usta w fałszywym uśmiechu.- Dobrze. Teraz
słuchaj uważnie. Wsunę ci z tyłu, pod gorset pewną rzecz. Nie wyciągaj jej przy
gościach ani przy żadnym z Innych, rozumiesz? Nikt, nie może tego zobaczyć.
Schowaj to i nie wyjmuj, aż będziesz absolutnie pewna, że nikt cię nie nakryje.
Uśmiechnij się.-Joe z bijącym sercem i z paniką w niebieskich oczach o
fioletowych odblaskach, uśmiechnęła się mechaniczne. Poczuła, jak Joseph wsuwa
jakiś zimny przedmiot pod jej gorset i zahacza go o bogate hafty.- Dobrze.
Teraz spokojnie wrócimy do sali a ty będziesz się zachowywała, jakbyś
zatańczyła ze mną zwyczajny taniec. - Joe przytaknęła i oboje wrócili do
ciepłego pomieszczenia.
Joe nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić.
Miała mętlik w głowie, obraz przed jej oczami wirował niebezpiecznie, przez co
Joseph musiał ją prowadzić przez cały parkiet i usadowić na jej miejscu.
Dziewczyna starała się nie przesuwać i ruszać sukni, aby przedmiot schowany pod
jej gorsetem, przypadkiem się nie wysunął. Czuła, że gdyby Moss się o nim
dowiedział, to ona Joe, już nie żyje.
Przez resztę wieczoru, Joe siedziała jak zaklęta.
Nie odważyła się ruszyć. Podtrzymywała tylko skraj sukni, zaciskając na niej
palce, aż do bólu. Czy to prawda, co mówił Joseph? Nigdy się nad tym nie
zastanawiała, ale rzeczywiście w całej Twierdzy spotkała tylko tych troje
Innych, a niekiedy także służących, którzy nie wyglądali jakoś niezwykle
groźnie i potężnie.
W końcu zaczęło świtać i goście rozeszli się do
swoich cuchnących siarką domostw. Joseph i Cleo zostali odprowadzeni do drzwi,
przez samego Mossa. Wyszli jako ostatni.
- Podobało ci się, moja kochana? - spytał słodko Moss, nachylając się do
niej.- Tak, było cudownie. Dziękuję ci.- Joe siliła się na spokój. Cieszyła się w duchy, że nie musi spojrzeć w oczy Mossa. Była pewna, że w innym wypadku od razu odgadłby, że coś jest nie tak.
- Cieszę się. Chodź, to była długa noc tańców. Trzeba to odespać.- Inny zaoferował jej swoje ramię, a Joe niechętnie je przyjęła. Ruszyli wolno przez jeden z głównych korytarzy. Idąc, Joe czuła, jak zaczepiony pod gorsetem przedmiot, niebezpiecznie się kołysze...
Doszły mnie wieści, że już wszystko sobie przemyślałaś i napisałaś. To w takim razie publikuj, dziewczyno! Fajnie się czyta.
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki. Ja taka planująca........( ale wszystko w swoim czasie).
OdpowiedzUsuń