Skraj ciemnej spódnicy szeleścił cicho, gdy Joe
sunęła po długim korytarzu z wielkimi oknami bez szyb. Szkło nie oddzielało jej
od świata. Nic jej nie ograniczało. Mogła robić co chciała i kiedy chciała. Nie
czuła się tu osaczona ani tym bardziej uwięziona. Nie myślała o tym, co dzieje
się za murami twierdzy Innych. Nie martwiła się o rodzinę. O tatę, braci
ani nawet o mamę, której nie widziała od tak dawna. Już nie pamiętała kiedy
ostatnio z nią rozmawiała. Czasem, gdy leżała w wielkim łożu swej sypialni
zdawało jej się, że nigdy nie była zwyczajną dziewczyną, nigdy nie miała matki.
Że nigdy nie istniał chłopiec imieniem Tom, który ją zostawił z papierowym
kłamstwem w liście.
Joe wyszła z korytarza na przestronny, kwadratowy
hall wyłożony pięknymi, gładkimi płytkami. Któregoś razu Kyle powiedział jej,
że to kość słoniowa. Światło padające z okien zatańczyło na policzkach Joe.
Dziewczyna przeszła środkiem hallu, stukając delikatnie pantofelkami o wysokim
obcasie. Już dawno nauczyła się chodzić w takich butach. Nie wiedziała jak
mogła kiedyś ubierać tylko te szmaciane trampki.
W rogu pomieszczenia tykał smukły, wiszący zegar.
Tykaniu jednak, nie towarzyszyło poruszanie się wskazówek. Od kiedy Joe
pamięta, na zegarze widniała godzina 12,00. I nie tylko na tym jednym. W
twierdzy było wiele zegarów. Każdy równie piękny i każdy równie sprawny.
Wszystkie zegary były ciągle sprawdzane, jakby stanowiły jakąś cześć, bardzo
ważnego systemu. Na każdym wskazówki zastygły na wybiciu południa. Joe
przystanęła pod zegarem. Wbiła w niego wzrok i zaczęła uparcie obserwować
wskazówki. Bardzo mocno pragnęła zobaczyć, najmniejsze drgnięcie, którejkolwiek
ze wskazówek. Jak się jednak spodziewała, nic się nie wydarzyło. Joe westchnęła
tylko i usiadła pod ścianą, tam gdzie stała.
To właśnie był jedyny problem, który trapił Joe.
Nigdy nie wiedziała, która jest godzina, jaka jest pora dnia. Co prawda była tu
noc, ale dziwnie sztuczna, jak na planie filmowym, gdy zgasi się oświetlenie i
włączy atrapy gwiazd. Choć wiele razy próbowała, nie potrafiła się do tego
przyzwyczaić. Zawsze zaskakiwała ją nagła ciemność, to, że jest noc i powinno
iść się spać. Joe zauważyła, że nie potrzebuje tu wiele snu. Mimo bezsennych
godzin, spędzonych na niczym, zawsze wstawała w pełni sił, wraz z pierwszym
blaskiem dziwnego, różowawego słońca.
Siedząc tak, na zimnych płytach, podkurczyła nogi
i zagarnęła rękami obszerną spódnicę swojej nowej sukni. Oparła głowę o kolana
i zastygła tak myśląc, jak to ostatnio miała w zwyczaju, o niczym.
Nagle usłyszała cichy szelest materiału.
Podniosła oczy i zobaczyła, że po drugiej stronie rozjaśnionego hallu stoi
uśmiechnięty Kyle. Gdy szedł w stronę Joe, wyglądał na bardzo z czegoś
zadowolonego. Doszedł do dziewczyny i z gracją opadł naprzeciwko niej,
świdrując ją swoim bursztynowym wzrokiem, pełnym i jednocześnie wypranym z
emocji.
- Nuda?- zagadnął.- Powiedzmy, że tak- odpowiedziała obojętnie Joe, jednocześnie z uwagą studiując każdy najmniejszy ruch chłopaka. Kyle widocznie nie mógł usiedzieć na miejscu. Nerwowo uderzał palcami prawej dłoni o swoje kolano w ciemnych jeansach. - Co cię tak roznosi? Wyglądasz jakbyś miał zaraz pęknąć.- oświadczyła wesoło Joe, uśmiechając się nieśmiało do Kyla. Joe bardzo ważyła uśmiechy. Kiedyś uśmiechnęła się do złej osoby. To przez niego tu trafiła… Uśmiechanie jest dla głupców. Idiotów.
- Muszę ci coś pokazać. Koniecznie teraz.- nie wytrzymał. Zerwał się na równe nogi, jednocześnie elegancko wyciągając przed siebie dłoń, ofiarowując tym samym swoją pomoc dla Joe. Joe nie potrzebowała pomocy, choć bardzo korciło ją, aby chwycić mocną dłoń Kyla. Przezwyciężając swoje głupie zachcianki, wstała, tak jak robiła to kiedyś. Trochę niezdarnie i chłopięco.
Gdy stała już prosto Kyle, nadal się uśmiechając,
wyciągną ze swej przepastnej kieszeni czarną, szeroką wstążkę. Podszedł od tyłu
do Joe i bez ostrzeżenia zarzucił ją na jej oczy. Zaskoczona, nie zdążyła
zaprotestować, gdy silne ręce chłopaka, zawiązywały, delikatnie, dość gruby
materiał na jej powiekach.
- A to po co?- spytała Joe, gdy Kyle przestał majstrować przy materiale. - Zobaczysz... jak ci to ściągnę. Na razie chodź.- odpowiedział po prostu chłopak.
Kyle szybko chwycił Joe za rękę i pociągnął ją za
sobą, prowadząc ją pewnie i płynnie.
- Gdzie idziemy?- spytała po chwili Joe.- Nie powiem.- brzmiała odpowiedź.
- Po co tam idziemy?- spróbowała raz jeszcze Joe.
- To niespodzianka.
- Nienawidzę niespodzianek. Powiedz mi o co chodzi- zażądała Joe, dając się prowadzić na ślepo różnymi korytarzami i schodami.
- Nie mogę ci powiedzieć. Nie byłoby niespodzianki. Mogę cię zapewnić, że to co się czeka jest całkowicie pozytywne i przyjemne i ucieszysz się, jak to zobaczysz! - oświadczył uroczyście Kyle.
Słychać było, w jego głosie, że się jawnie z niej
nabija, ale Joe nic nie powiedziała, aż do czasu, gdy Kyle się zatrzymał i
poczuła, jak opaska opada z jej oczu.
Joe miała zamknięte oczy. Nie chciała ich otwierać, z obawy przed tym co
może zobaczyć. Ktoś położył jej ciepłe dłonie na ramionach i wyszeptał miękko w
ucho:- No, otwierajże swoje oczęta.- zachęcał głos Kyla, teraz nieco złośliwy.
- Jak poprosisz.- odpowiedziała złośliwością na złośliwość Joe.
- No nie wiem. W sumie, wcale mi tak nie zależny na tym, żebyś zobaczyła największe dzieło sztuki, którym jesteś po części ty sama- zamruczał jej tajemniczo w ucho. Joe kusiło, aby otworzyć oczy, ale nie zrobiła tego. Nie wiedzieć dlaczego najbardziej w świecie chciała teraz usłyszeć z ust Kyla prośbę.
- Poproś.-powtórzyła.
- Uparta jesteś- chłopak zaśmiał się krótko- Niech ci będzie. Proszę cię, moja urocza, abyś uczyniła mi ten zaszczyt i otworzyła swe oczy.- szept Kyla połaskotał Joe w kark.
Joe rozchyliła powieki. Z zaskoczenia otworzyła
lekko usta i wytrzeszczy oczy, na co odpowiedzią był wesoły śmiech Kyla tuż za
nią.
- I jak ci się podobasz?- spytał po chwili chłopak.- Jestem całkiem... w porządku.-wydukała Joe.
Przed dziewczyną wisiał olbrzymi, perfekcyjny obraz.
Obraz, na którym była ona sama naturalnej wielkości. Dumna, poważna i pewna
siebie z białym czołem i wysoko uniesioną brodą, jak piękna pani na dworze z
dawnych lat.
- To taki prezent. Od nas dla ciebie.- oświadczył z uśmiechem Kyle.-
Wszystkiego najlepszego, z okazji urodzin!
Hejka :) Jeszcze nie przeczytałam wszystkiego ( brak czasu, szkoła :( niestety , ale na pewno to nadrobię :)) Ale to co zdążyłam przeczytać bardzo mi się podoba :) Naprawdę masz wielki ogromny talent :) Piszesz bardzo ciekawie :) A twoje opowiadanie jest oryginalne i bardzo wciąga :) Jestem zachwycona twoim opowiadaniem :) Naprawdę jest świetne :) Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Karolina J
ps. Przy okazji zapraszam do siebie na www.pozagranicamiwyobrazni.bloog.pl , gdzie pojawił się nowy rozdział :)
Bardzo Ci dziękuję. Jejku, naprawdę, Już niedługo skrobnę nowy rozdział. Obiecuję +D.
OdpowiedzUsuńNa pewno zajrzę na Twojego bloga. =D