Joe przestała oddychać. Tajemniczy mężczyzna bez
widocznych oczu zdawał się wchłaniać życiodajny tlen, a jej pozostawiać
śmiertelną pustkę. Cień przy drzwiach poruszył się i zrobił, lekki wyważony
krok w jej stronę. Mięśnie Joe zadrżały i napięły się boleśnie, unieruchamiając
ją, wręcz paraliżując. Krew w żyłach przyśpieszyła szaleńczo, rozsadzając
boleśnie jej serce, po czym w sekundę zwolniła prawie się zatrzymując,
litościwie przytrzymując Joe na krawędzi omdlenia. Przed szarymi oczami
dziewczyny zatańczyły czarne plamy zasłaniając przybysza. Joe wiedziała, że to
on, ciemny Inny za tym stoi. Chce ją otumanić, związać jej ręce i przysłonić
oczy, aby nie stawiała opory, gdy on zaciśnie swoje mordercze szpony wokół jej
szyi.
Cień zrobił kolejny krok, nie robią przy tym
najmniejszego hałasu. Joe z największym trudem przezwyciężyła jego moc, która
przysłaniała jej oczy i zaciskając usta, zrobiła pierwszy wdech, czując jak
zimne powietrze spływa do jej pustych płuc. Tlen rozjaśnił jej otępiały umysł,
tworząc w nim wolę walki i depcząc rodzący się strach. Nie, ona nie odda głowy
za darmo! Rozkazała swoim ściśniętym mięśniom słuchać siebie i nikogo innego.
To jej ciało, jej, Joe, i nikogo innego. Wzięła kolejny oddech i wyprostowała
się dumnie z pełną kontrolą nad swoim ciałem. Mogła widzieć, mogła swobodnie
poruszać palcami, oddech wrócił jej całkowicie, a serce uderzało równo i
dumnie, jak nigdy wcześniej.
Mężczyzna wyszedł z cienia. Miał na sobie czarny,
połyskujący w półmroku garnitur, szeroki skórzany melonik i biały, jedwabny
krawat, zawiązany perfekcyjnie pod lśniącą, ciemną szyją. Rondo melonika nadal
zasłaniało górną część twarzy Innego. Widoczne były tylko jego pełne usta i
mocno zarysowana męska szczęka. Uśmiechał się. Jej morderca się uśmiechał… Gdy
tak stał przed Joe, wydawać się mogło, iż prowadzą bardzo ciekawą konwersację,
a mężczyzna właśnie się nad czymś zastanawia, gładząc kciukiem swoją gładką
brodę. Widać było, jak na dłoni, iż Inny jest zaskoczony i jednocześnie
zainteresowany jej niespotykanym zachowaniem. Zazwyczaj ofiary posłusznie stały,
wręcz zachęcały go do pozbawienia ich głowy. Wcale mu się nie śpieszy- pomyślała
Joe. Wszystko to zaplanował bardzo dokładnie, tak iż ma dużo czasu aby pobawić
się z Joe w jakąś jego chorą grę mordercy. Inny przekrzywił zawadiacko głowę.
Przyglądał się jej zza skóry melonika.
Niezwykła z ciebie istota, Josephie. Ni
to człowiek ni to Talent. Ot, rzekłbym, takie nie-waidomo-co. Nie wiem,
naprawdę, muszę się chwilę zastanowić. Zabić ciebie i zniszczyć coś
niezwykłego? Nie, tak po prostu nie można...
Jego słowa obijały się o głowę Joe, choć usta
Innego nawet nie drgnęły. Starając się nie robić żadnego hałasu Joe delikatnie
cofnęła się.
No, cóż zrobić? Zostawić wolną, abyś nadal łamała nasze prawo?
Ukarać? Ale jak? Ciężko, ciężko.
Inny pokręcił głową, odsłaniając rząd
nieskazitelnie białych, pięknych zębów. Facet, bawił się w najlepsze, wydając
wyrok na Joe.
Ene due like fake,korba borba esme smate,
deus deus kosmotaeus
i morele baks.
Zabić,
darować życie.
Zabić,
nie zabić.
Cóż za trudny wybór!
Joe zrobiła kolejne dwa kroki w tył.
Popatrzyła po bokach. Po prawej stronie miała półkę z książkami, a po lewej
stolik nocny z niewielką lampką do czytania. Inny z pewnością wiedział,
że dziewczyna próbuje mu się wykręcić, wysmyknąć z jego pieczołowicie przygotowanych
sideł. Nie był głupi. Wciąż szeroko się uśmiechając, ruszył w stronę Joe
wciśniętej w kąt pokoju.
Zadziałała szalona chęć przetrwania i nim Joe
zdążyła powstrzymać się przed własną głupotą, gruby atlas geograficzny już
leciał w stronę Innego. Mężczyzna nie spodziewał się tego i książka uderzyła go
z łoskotem w głowę. Nie przewidział w tej drobnej, płochliwej dziewczynce takiego
zaparcia. I odwagi. Głupia- pomyślał.
Joe tymczasem na wpół nieprzytomna i
oszołomiona całym wydarzeniem, już biegła po schodach na dół ku drzwiom
wyjściowym. Byle dalej stąd! Byle dalej! W połowie schodów minęło ją jeszcze
szybsze srebrzyste wspomnienie jej samej zaklętej w zastygłym czasie.
Już dotyka zimnymi palcami klamki, już ją
przekręca. Otwiera drzwi. Krew w jej żyłach zamarza. Tuż za progiem drzwi
oparta o ramę z ciemnego drewna stała wysoka, koścista dziewczyna o tlenionych
blond włosach i upiornie białej twarzy, świecącej w ciemności. Dziewczyna
uniosła lekko swoje ledwo widoczne brwi i rozciągnęła czarne, wąskie usta w
pobłażliwym uśmieszku. Ona nie przepuści Joe. Joe zatrzasnęła mocno drzwi i
oparła się o nie plecami, dysząc ciężko. Nie wiedziała, gdzie teraz jest Inny.
Czy nie powinien jej już dogonić? Złapać za włosy i poderżnąć gardło?
Joe popędziła do kuchni, gdzie znajdowało się
boczne wejście na ogród. Przebiegła przez hall i wpadła do ciemnej kuchni.
W pierwszej chwili nie dostrzegła go. Całkowicie
zlewał się w jedność z nocnym pomieszczeniem. Chłopak zrobił krok do przodu i
żółtawe światło oświetliło mu twarz. Żarówka. Chłopak trzymał w ręce żarówkę. Zaciskał
na niej palce i co chwilę to zaświecał to gasił sztuczne światło. Było w tym
coś hipnotyzującego. Joe stała zniewolona przez dziwną siłę. Nie była to jednak
nieśmiertelna moc Innego. Lodowata i straszna. Ta, która teraz zatrzymała Joe
była lekka i ciepła. Chłopak podszedł do Joe nadal bawiąc się żarówką. Stanął
przed nią w lekkim rozkroku, odchylając się troszkę do tyłu.
Miał jasną, nieskazitelną cerę, zabarwioną przez
żarówkę na nienaturalną żółć i ciemne włosy. Gdy jego oczu nie pochłaniała
chwilowa ciemność, były koloru roztopionego, ciepłego bursztynu. Joe utonęła w
jego spojrzeniu, które na początku nie wyrażało niczego. Było całkowicie
obojętne i lekceważące, tak jak jego poza. Z każdym mrugnięciem światła jego
oczy zmieniały się ledwie zauważalnie. Za każdym razem nabierały kolejnych
emocji, tak iż w pewnym momencie Joe zobaczyła w nich wszystkie rodzaje
szczęścia i rozpaczy. Z bursztynowych oczu wyzierał też strach, który chłopak
za wszelką cenę próbował tuszować. Mimo iż nie otworzył ust, do uszu dziewczyny
dobiegł jego ciepły i kojący głos:
Joe. Joe błagam cię. Uciekaj! Joe obudziła się z hipnotyzującego wpływu bursztynu i przypominała sobie pobłażliwy, morderczy uśmiech Innego. Stopy Joe oderwały się od ziemi, chętne do ucieczki. Ręce wyciągnęły się w przód łaknące bezpieczeństwa, znajdującego się za murami domu. Ale było już za późno. Ktoś złapał ją w pół i pchnął na kuchenną podłogę. Joe poczuła jak pod wpływem uderzenia z jej płuc ucieka ostatek powietrza. Ktoś chwycił ją za włosy i przeciągną po płytkach pod jedną z kuchennych szafek. Ból i strach zamroczyły szare oczy Joe. Ostatnie co zdołała zobaczyć, to paląca się żarówka rozpadająca się na tysiące ostrych odłamków na podłodze obok jej bezwładnej dłoni.
Nie żre się żelków na śniadanie :)
OdpowiedzUsuńAle ja sobie wieczorkiem skubnęłam takie dłuuuuugie. +D
OdpowiedzUsuńWszystko jedno, liczy się efekt. 8D
OdpowiedzUsuń