sobota, 8 lutego 2014

Narada W Ciemności

Cleo mocno pociągnęła Joe za sobą. Ostry, gorący ból rozchodził się falami aż do łokcia, mącąc jej w głowie. Joe ledwo widziała na oczy. Szła na ślepo za Cleo, całkowicie otępiała i zobojętniała na wszystko. W uszach głośno szumiała jej krew, a oddech przyspieszył niebezpiecznie. W pewnym momencie podłoga załamała się dziwnie pod stopami Joe i dziewczyna runęła w dół przed siebie, czego wcale się nie spodziewała. W okolicach pępka poczuła dziwne pociągnięcie. Ktoś uchronił ją przed upadkiem. Nie mogła jednak dojrzeć twarzy wybawcy. Gdy zrobiła kolejny krok,  jej stopa znów zsunęła się niżej niż można było się tego spodziewać. Schody- zdołała pomyśleć Joe.
Wiedząc już, że czeka ją kolejny stopień Joe nie przewróciła się. Nadal, na wpół świadoma tego co się z nią dzieje zeszła niżej. Owiało ją zimne, zatęchłe, wilgotne powietrze piwnicy. Podeszła kolejnych parę kroków. Zimno pomieszczenia ocuciło ją trochę. Wracała jej ostrość obrazu, choć w tym momencie nie na wiele miała się ona zdać. W piwnicy było nie tylko przeraźliwie chłodno, ale też bardzo ciemno. Wdychane powietrze raniło płuca,, a wilgoć czepiała się włosów Joe, zlepiając je grube strąki. Cleo puściła odrętwiałą dłoń Joe. Lewa ręka bezwładnie opadła jej koło biodra. Pogruchotane palce pulsowały gorącem i bólem. Joe nie była w stanie nimi ruszyć. Zacisnęła zęby i stała tak w mroku, próbując dostrzec w nieprzeniknionych ciemnościach dokąd poszła Cleo. Przez chwilę wpatrywała się w nicość, nie mogąc zdobyć się na odwagę, by zrobić choć krok. Szybko jednak dotarło do niej, że to bez sensu. Nic tu nie zobaczy. Nawet jej jasne oczy na nic się tu zdadzą. Skupiła się na tym, co wychodziło jej najlepiej. Na nasłuchiwaniu. Zamknęła bezużyteczne oczy i wzięła głęboki lodowaty oddech. Chciała zobaczyć, nasłuchując.
            Usłyszała brzęk kapiącej miarowo wody. Bicie jej serca zsynchronizowało się z kroplami uderzającymi o podłogę. Skupiła się bardziej. Do jej uszu doszedł szum cichego wiatru, ocierającego się leniwie o szorstkie ściany piwnicy. Dotyk wiatru poruszył jakiś papier. Może gazetę? Było jeszcze wiele innych dźwięków, które tworzyły lekką muzykę dla uszu Joe. Ale dziewczyna szukała czegoś innego. Wśród wszystkich tych odgłosów próbowała wychwycić ludzki oddech, ludzie kroki, cokolwiek ludzkiego. Żywego. Nie wiedząc dlaczego, Joe nie mogła niczego takiego usłyszeć.
Wszystkie te odgłosy zdawały się być marwe. Krążyły nad jej głową jak sępy. Oczekiwały cierpliwie krwawej zdobyczy. Joe usiadła na zimnej, mokrej posadce. Dopiero teraz, gdy jej spodnie zaczęły chłonąć wodę okazało się, że piwnica jest w części zalana. Woda śmierdziała jak gdyby zalegała tu już bardzo długo. Joe oblała zimną wodą swoją obolałą, spuchniętą dłoń, co przyniosło jej niezwykłą ulgę. Dziewczyna westchnęła. Siedziała tak chwilę, z dłonią w chłodnej wodzie, ale zaraz przemarzła od siedzenia w zimnie. Czekała, ale nikt się nie pojawiał. Do głowy Joe wtargnęła myśl: A co jeśli to nie jest zwykła piwnica? Joe wstała. Jej ubranie ociekało wodą. Dziewczyna przesunęła stopą po podłodze, wprawiając tym samym w ruch falę wody. Joe usłyszała jak fala rozbija się o ścianę piwnicy. Dziewczyna zaczęła iść wolno w tamtą stronę z wyciągniętą przed siebie zdrową prawą ręką. Jej palce natrafiły w końcu na nierówną i zimną powierzchnię. W całkowitych ciemnościach, z obolałą ręką i przemoczonym ubraniem zaczęła iść przed siebie, sunąc opuszkami palców po chropowatej ścianie.
Szła długo. Zbyt długo jak na zwykłą domową piwnice. Gdy sunęła palcami po ścianie, idąc wciąż na przód zauważyła, że ściana staje się inna w dotyku. Z każdym kolejnym krokiem zaczynała coraz mniej przypominać ścianę piwnicy. Chropowata, mniej chropowata. Gładka , jeszcze gładsza. Zimna, cieplejsza. Joe zatrzymała się z bijącym sercem, gdy jej palce wyczuły idealnie gładką i do tego niemal gorącą ścianę. Daleko przed nią igrał mały, niebieski płomyk, tak podobny do oczu Matta w szarym pokoju Joe. Joe zachłysnęła się powietrzem, gdy usłyszała dalekie, zniekształcone echo głosu Toma:
- Oni nic nam nie zrobią! Nic się przecież nie stało! Po co miałem wam mówić, coś co jest przecież wcale nie ważne?! Joe ją zobaczyła, ale tylko raz. Ona przecież do niej gadała tyle razy! Nie mogłem skupić się na niczym innym oprócz tego aby tłumaczyć tej kobiecie, że Joe nie może z nią porozmawiać! Ona się niesamowicie upierała, że ma coś ważnego do przekazania Joe, więc ustąpiłem. I tyle! - jego zdeterminowany, chłodny głos odbijał się od gładkich ścian.
- Jezu, Tom, czy ty nie rozumiesz?! To nie jest takie tam nic! Wiesz co mogłoby się stać, gdyby Joe zaczęła z nią rozmawiać?! Nie wiem co to za Dusza, ty też tego nie wiesz, choć tyle razy ją widziałeś. Sprawdziłam teraz dokładnie. Żadna kobieta podobna do tej, którą opisywałeś nie umarła twojemu historykowi. Jego matka i żona żyją. Ciotki i jakieś inne krewne mają inne Cyfry. Mówię ci, tu jest coś nie tak! Może i masz rację. Może to nic takiego, ale gdyby...gdyby jednak. Sam wiesz co się stało z Benem. Joseph nie może być wszędzie naraz!- jej głos był piskliwy i lękliwy.
- Cleo, uspokój się. Nawet jeśli Oni przyjdą, powiemy jak było. Kobietę też  szybko namierzę. Tom mógłbyś powtórzyć słowa, które wypowiedziała?- Joseph był jak zawsze opanowany i spokojny.
- To szło jakoś tak:

Każdy z nas był inny. 
Każdy wiązał nadzieje z innym szczęściem. 
Każdy szukał innej miłości. 
To co nas łączy resztę rozdziela. 
To co nas dzieli resztę łączy. 
Nie jesteśmy już tymi kim byście chcieli abyśmy byli
Nie jesteśmy już tymi kim byśmy chcieli być. 
Minąwszy most.
Minąwszy bramę. 
Zostawiwszy wszystko. 
Straciliśmy dłonie. - wyrecytował Tom. 

- Dobrze. Joe możesz już wejść!- krzyknął donośnie Joseph.
Joe rozszerzyła szeroko oczy ze strachu. Cała zesztywniała i przestała odczuwać jakikolwiek ból. Jej stopy same zawróciły i nim Joe się spostrzegła, już biegła rozchlapując wszechobecną wodę z powrotem, ku zimnym ścianom wilgotnej piwnicy. Wtem uderzyła o coś z całej siły. Było to coś na tyle twardego i dużego, że odrzuciło ją do tyłu. Upadła na plecy, mocząc całe swoje ubranie. Gdy próbowała się podnieść z mroku wyjrzała poważna twarz Josepha. Joe aż krzyknęła.
- Joe chodź do nas. Jesteś tu zupełnie bezpieczna.- Chłopak wyciągnął dłoń z wytatuowanym czerwonym wężem, który wydawał się sunąć w górę po jego nadgarstku.  
Nie spuszczając oczu z twarzy chłopaka Joe wstała i wycisnęła jedną ręką wodę z bluzy. Ignorując wyciągniętą dłoń z wężem, Joe ruszyła korytarzem za Josephem. Odległość od Joe do ognika nie była tak wielka, jak zdawała się być. Razem z chłopakiem Cleo, Joe szybko dotarła do końca korytarza. Ściana po prawej stronie skończyła się i droga zakręciła. Oczom Joe ukazała się wielka okrągła sala wyłożona skrzącymi się srebrnymi płytkami z wygrawerowanymi na nimi białymi, opalizującymi perłowo różami. Okrągłe przezroczyste ściany ciągnęły się wysoko w górę kończąc oszkloną kopułą, przez którą wpadało złociste światło. Na dopasowanych kształtem, czarnych półkach leżały tony starych, zakurzonych ksiąg.  Na środku pomieszczenia stał okrągły czarny i lśniący stół. Naokoło niego stało siedem czarnych pięknie rzeźbionych, staroświeckich krzeseł. Dwa z nich były zajęte. Przez Cleo- całą spiętą ze wzrokiem utkwionym w dłoniach i Toma pochylonego do przodu z łokciami opartymi na kolanach. Joe nie potrafiła popatrzeć w jego czarne oczy. W pomieszczeniu było ciepło. Joe wiedziała, że taki pokój nie mógł znajdować się w żadnej, nawet najprzestronniejszej piwnicy, dobrych parę metrów pod ziemią.
Cleo wstała i gestem zaprosiła Joe do zajęcia jednego z pięknych krzeseł. Joe jednak nie była w stanie usiąść koło osoby, która połamała jej całą dłoń, bez żadnego wysiłku. Cleo jak zwykle wiedziała, o czym myśli Joe.
- Boisz się mnie.-stwierdziła poważnie podchodząc do Joe.
Siostra Toma położyła swoją dłoń z białymi paznokciami na ramieniu Joe. Dziewczyna wzdrygnęła się, ale nie odsunęła. Pozwoliła Cleo poprowadzić się ku ścianie ze szkła.
- Połóż dłoń na ścianie. To pomoże. Naprawdę.- powiedziała pewnie Cleo.
Joe popatrzyła na nią, a potem na ścianę. Z bliska można było dostrzec, jak cienkie strumyki wody spływają w dół po szkle i giną w pięknej posadce. Można by pomyśleć, że ściana swymi łzami pielęgnuje  białe róże na podłodze. Joe zaufała Cleo. Zimne strumyki owinęły jej się wokół dłoni i już po chwili palce Joe były w pełni sprawne. Gdy minął ból i pierwszy szok, Joe poczuła się jakby pierwszy raz przejrzała na oczy. Zobaczyła wszystko od tej chwili wstecz. Białe postacie, kraciasty koc, kubek Cleo, jej wściekłość, połamane palce, piwnica, ich rozmowa o niczym, Joseph wśród ciemności i...to pomieszczenie. Tak nierealne. W Joe coś pękło:
- Dlaczego, do jasnej cholery, mnie okłamujecie?! Wszystko to jest nienormalne! Widzę tego czego nie powinnam widzieć! Słyszę więcej! Wy tutaj! Co to za popieprzone miejsce? Jak? Dlaczego? Jesteście psychiczni! Chorzy! Powiecie mi wszystko! Chcę wiedzieć wszystko bez wyjątku. Nie macie prawa nic przede mną ukrywać wy popierdoleni...!- w tej chwili spojrzenie jasne Joe spotkało czarne spojrzenie Toma. Wargi chłopaka drgały, a po jego  policzku spłynęła samotna łza. Tom wstał ciężko garbiąc się.
- Dobra, ja jej opowiem o Nich.   
                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz