Joe zapomniała jak to jest czuć cokolwiek. W
tamtym momencie nie znała radości, smutku, strachu czy złości. Znieczulona
chaosem wokół niej zamknięta była w mydlanej, srebrzystej bańce. Przez ścianę
kuli widziała zniekształcone twarze. Nie znała tych twarzy. Przez ścianę kuli
słyszała zniekształcone głosy. Nie znała tych głosów.
Oddychała głośno, przez usta. Wdychane, wilgotne
powietrze nie przynosił jej ulgi. Joe dusiła się. Nie wiedziała, co ma sądzić o
całej tej sytuacji, o otaczających ją osobach ani tym bardziej, o tym jak ma
wyplątać się z tej lepkiej sieci utkanej przez pająka śmierci. Nie chciała być
częścią tego nieznanego świata. Joe nie wiedziała, co bardziej ją niepokoi. Czy
to, że straciła zdolność odczuwania emocji, czy może fakt, że
najprawdopodobniej chłopiec o czarnych oczach w końcu wyjawił jej całą prawdę.
Prawdę o tym, w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajduje...
Tom powiedział jej o Nich. Grupie stworzeń o
ludzkich ciałach. Wyglądają jak Joe czy Tom, lecz w żadnym razie nie są ludźmi.
Są kimś w rodzaju Policji, która patroluje świat zmarłych i świat żywych oraz
to, kto się z kim komunikuje. Niewielu jest żywych, którzy Ich znają. A to
dlatego, że gdy Oni już się do ciebie fatygują, małe jest prawdopodobieństwo
zachowania głowy. Chyba, że umiesz prowadzić inteligentną konwersację. Wtedy
jesteś czegoś wart.
Oprócz tego Joe dowiedziała się, że istnieje coś,
co zwane jest Kręgami. Każdy Krąg to grupa Utalentowanych ludzi, takich jak
Joe. Każdy Krąg ma swojego Pierwszego. Pierwszy, to osoba, która najdłużej i
najlepiej posługuje się Talentem. Jednym z Pierwszych jest Joseph. Ponadto
żelazną zasadą wszystkich Utalentowanych jest to, iż tylko Pierwszy w każdym
Kręgu może nauczyć nowego Utalentowanego, jak posługiwać się swoim Talentem. I
tu Joe dowiedziała się, że pojawił się problem.
To nie Joseph był z nią na lekcji historii. To
nie Joseph pokazał jej tę kobietę. To nie Joseph. Tylko Tom.
- I co teraz?- rzuciła w przestrzeń Joe. W okrągłym, jasnym pomieszczeniu
jej głos odbijał się od wodnych ścian.- Czekamy.- odpowiedział Joseph. - Może stwierdzą, że to jednorazowe, lekkie wykroczenie nie jest warte Odwiedzin.
Odwiedziny -pomyślała Joe- jak to niewinnie brzmi.
- Debil, idiota, skretyniały wieprz....- mamrotała pod nosem Cleo, kołysząc się w tył i w przód jak schizofreniczka.
- A jeśli przyjdą? - Joe podeszła do Cleo i usiadła na krześle, oznaczonym mosiężną cyfrą 3.
Siedzenie było bardzo niewygodne i po chwili Joe
bardzo bolały plecy. Nie mogła zrozumieć dlaczego Cleo nie wymieni tych
okropnych krzeseł na coś wygodniejszego.
- Ćwicz piękne mówienie i cięte riposty. - odpowiedziała Cleo spomiędzy
swoich zielonych włosów.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Joe, Tom i Cleo
siedzieli przy stole. Jospeh chodził wolno po całym pomieszczeniu, mamrocząc
coś niezrozumiale pod nosem. Zataczał coraz mniejsze kręgi, aż stanął za krzesłem
cyfrą numer 1 i dotknął jej. W tym momencie jego czerwony tatuaż węża poruszył
się i spełzł z jego dłoni. Czerwona smuga światła zawirowała w powietrzu.
Energia usiadała na chwilę na każdej z siedmiu cyfr. Każdy numer stawał się
jasny i zdawał się być zrobiony ze złota. Gdy wąż opuścił cyfrę 7 zakłębił się
ostatni raz w powietrzu i wpełzł na swoje miejsce na dłoni Josepha, zastygając
niewinnie.
- Już są w drodze. - powiedział Joseph. Na jego słowa Cleo kiwnęła głową, a
Tom uśmiechną się blado.- Kto jest już w drodze?!- przeraziła się Joe. Czyżby Oni jednak mieli ją Odwiedzić?
- Spokojnie Joe. To reszta naszego Kręgu. Usiądź proszę na swoim numerze. Ling nie lubi, gdy ktoś zajmuje jej miejsce. - chłopak powiedział to tak naturalnie i swobodnie, że Joe, nie wiele myśląc wstała i przeniosła się na krzesło z numerem 7. To krzesło było bardzo wygodne. Ciepłe, jakby wcześniej wygrzane, miękkie i idealnie dopasowane do jej pleców.
Nie minęła minuta od słów Josepha, a po
korytarzu, którym przyszła Joe rozległy się chlupoczące, lekkie kroki. Joe
odwróciła głowę ku wejściu, w którym właśnie ukazał się mały, niebieskooki
chłopczyk. Miał szkolny mundurek i kościste, blade kolana. Uśmiechną się do Joe
i podszedł do krzesła oznaczonego numerem 2.
- Witaj Two. Poznaj Joe. - przywitał chłopczyka Joseph, uśmiechając się
szeroko.- Bardzo miło mi cię poznać. Podobno masz niezwykły Talent. Nie potrzebujesz Josepha... - mówiąc to był bardzo poważny i siedział sztywno wyprostowany.
- Cześć.- odpowiedziała po prostu Joe, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Chłopczyk tak bardzo ją onieśmielał.
Chlupot wody na korytarzu rozległ się po raz
drugi . Do pomieszczenia weszła nieśmiało bardzo kolorowo ubrana dziewczyna.
Miała dłonie zaciśnięte w drobne piąstki. Trzymała je ciasno za sobą. Jakby
chowała w nich coś bardzo dla niej ważnego, o co boi się, że ktoś mógłby jej to
ukraść. Miała skośne oczy i smutny wyraz ust. Jej różowo- niebieska, bufiasta
spódnica mocno kontrastowała z zielonymi poprutymi rajstopami. Na nogach miała
przemoczone materiałowe trampki do kolan. Włosy miała pofarbowane. Długa
grzywka była koloru mailowanego, a dwa warkocze prezentowały intensywny błękit.
Cała jej postać wyglądała, jak bardzo kolorowy, nieszczęśliwy ptak. Dziewczyna,
bez słowa, ze wzrokiem utkwionym w podłodze usiadła koło chłopczyka.
- To jest Ling. Nie mówi za wiele. Jest bardzo nieśmiała.- przedstawił
dziewczynę Joseph.
Gdy Joseph zajął swoje miejcie opatrzone
mosiężnym numerkiem 1 Joe zauważyła, że brakuje już tylko jednej osoby. Puste
pozostało jedynie szóste krzesło, obok Joe. Przez długi czas nikt się nie
zjawiał. Jak zauważyła Joe to czekanie niezwykle drażniło Cleo. Stukała nerwowo
swoimi długimi paznokciami o skraj stołu. Tom zmęczony zamknął oczy i odchylił
głowę za oparcie krzesła. Joseph splótł palce na blacie i pochylił się nieco do
przodu z wyrazem skupienia na twarzy. Chłopczyk zwany Two nadal siedział
sztywno wyprostowany i jak zdawało się Joe, w ogóle nie mrugał. Tajemnicza,
kolorowa dziewczyna nadal wpatrywała się tępo w swoje kolana. W
pomieszczeniu w którym znajdowała się Joe nie było ani jednego zegara, a smuga
światła, wpadająca przez szyby w kopule wcale się nie przemieszczała. Nie było
więc żadnego punktu odniesienia. Tutaj czas się zatrzymał. Joe nie wiedziała
więc, czy minęły tylko minuty, czy całe godziny nim w ciemnym korytarzu rozległ
się głośny stukot twardych obcasów.
Do pomieszczenia wparadowała, krocząc donośnie, blond dziewczyna. Mniej
więcej w wieku Cleo. Miała na sobie dopasowaną, białą sukienkę i neonowe różowe
szpilki. Przybyła dziewczyna miała całą umalowaną twarz. Gdy Joe pociągnęła
nosem zauważyła, że blondyna rozsiewa wokół siebie dusząco słodką woń, od
której Joe rozbolała głowa. - Chyba się nie spóźniłam?- odezwała się słodko dziewczyna, trzepocząc doklejanymi rzęsami.
- Ani trochę.- Odezwał się Joseph, wstając aby ją przywitać.
- O całe dwie godziny.- mruknęła pod nosem, nieco niewyraźnie Cleo.
- Nie mogłam wcześniej. Przepraszam.- dziewczyna podeszła do jedynego wolnego krzesła koło Joe, kładąc na stole wielką skórzaną torbę i siadając na swoim miejscu.
Joe odsunęła od niej swoje krzesło na tyle, na
ile było to możliwe. Starała się też oddychać przez usta, bo do zapachu jej
mdłych perfum dołączył jeszcze smród samoopalacza.
- Ach, ty musisz być tą słynną Joe! Wiele bym dała aby być tak rozpoznawalna
jak ty. No ale nie wszystkim jest dany blask fleszy, prawda? Ramona White.
-Blondyna wyciągnęła swoją dłoń z różowymi, ozdobionymi kryształkami,
prostokątnymi tipsami w stronę Joe, która niechętnie ją przyjęła- Możesz mi
mówić Ram. - Dobrze. A więc, skoro już się wszyscy znamy, a Ramona wyżaliła się już wstępnie z braku sławy może zajęlibyśmy sie ważną sprawą?!- wybuchła Cleo, której bezczynne siedzenie w stresującej sytuacji najwyraźniej nie wychodziło na zdrowie.
- Spokojnie, bo dostaniesz wylewu. Już nawet robisz się czerwona!- odpyskowała Ram, poprawiając sobie fryzurę.
-Dziewczyny spokojnie. Cleo każdy tu zgromadzony już wie o co chodzi. Poinformowałem ich telepatycznie. Teraz, gdy jesteśmy wszyscy mam nadzieję, iż Oni zostawią nas jednak w spokoju.-powiedział Joseph
- Obyś miał rację. W innym wypadku możesz pożegnać się z głową!
Znowu zaległa cisza. Two nadal nie mrugał. Ling
nadal wpatrywała się w swoje kolana. Tom zdawał się spać z głową opartą na ramieniu.
Cleo posyłała gromy we wszystkie możliwe strony. Joseph oddychał spokojnie, a
Ram zajęła się podmalowywaniem brokatowych powiek.
Joe mrugnęła. Gdy pół sekundy później otworzyła
oczy na środku stołu pojawiła się mała, srebrna koperta. Wszyscy zastygli na
moment, a później Joseph jednym płynnym ruchem zgarnął wiadomość ze stołu.
Rozerwał piękną kopertę. Mimo iż był ślepy jego blade oczy poruszały się
miarowo, czytając tekst. Tamtego dnia jeden, jedyny raz Joe zobaczyła strach na
twarzy Josepha. Ten jeden raz i nigdy później.
Srebrząca się karta opadła delikatnie na stół.
Joseph usiadł powoli na swoim miejscu. Wszyscy wpatrywali się w niego w
napięciu, wiedząc, że nie usłyszą dobrych nowin. Joseph westchnął i
utkwił swoje niewidome oczy w Joe.
- Idą do nas. - Joe wiedziała, że tych Odwiedzin długo nie zapomni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz