Joe stała w progu pokoju Toma. Pomieszczenie nie
było duże. Ot, wystarczyło aby pomieścić nastoletniego chłopaka i jego płyty.
Ściany pokoju były jasnoniebieskie, trochę popękane. Po lewej stronie stał
stary, czarny tapczan. Cała ściana nad łóżkiem zajęta była przez przyklejone do
niej zdjęcia. Joe podeszła bliżej, by lepiej im się przyjrzeć. Zdjęcia
uwieczniały Cleo, gdy gotuje, pracuje w ogródku, gra na gitarze lub np.
relaksuje się w fotelu, czytając jakąś grubą książkę. Czasami na fotografiach
obok dziewczyny był widoczny roześmiany Tom, ze swoimi dołeczkami. Joe
zauważyła kogoś jeszcze. Był wysoki, barczysty i bardzo przystojny. Wytatuowaną
ręką obejmował Cleo. Stali blisko siebie, uśmiechając się do obiektywu aparatu.
Joe pomyślała, że to chłopak Cleo. Dziwne było tylko to, że na żadnym zdjęciu
nie było nikogo, kto mógłby być matką i ojcem chłopaka. Wyprostowała się.
Tom stał za nią z rękami w kieszeniach. Wpatrywał się w nią intensywnie. Jakby
na coś czekał.
- O co chodzi?- spytała Joe. Chłopak drgnął i wyciągną dłonie z kieszeni.- O nic.- powiedział trochę ostro.
Joe popatrzyła na niego podejrzliwie, ale nic
więcej nie powiedziała, tylko zajęła się dalszymi oględzinami pokoju. Tom
podążał za nią, jak cień. Czuła jego spojrzenie na swoim karku. W pomieszczeniu
stało jeszcze małe, zagracone biurko, na którym stał pusty kubek po
kawie, zakurzona półka z płytami i szafa obklejona jakimiś mrocznymi
szkicami. Jeden z rysunków, całkiem dobry, przedstawiał wielkiego gargulca
siedzącego na martwym ciele dziewczyny.
- Ty to naszkicowałeś?- spytała zdziwiona Joe. - Tak.
- Niezłe.
- Dzięki.
Joe nie rozumiała. Najpierw chłopak zaprasza ja
do siebie do domu, a potem traktuje jak intruza.
- O co ci chodzi?- spytała.- Słucham?
- Traktujesz mnie dziwnie. Pytam: O co ci chodzi?
Zanim chłopak zdążył rzucić odpowiedź, dobiegło
ich wołanie Cleo:
- Skarby, chodźcie spróbować ciastek!
Tom bez słowa chwycił dłoń Joe i pociągną ją za
sobą, teraz trochę bardziej energicznie, jakby ze złością. Joe nie wyrywała
się. Po prostu pozwoliła się prowadzić korytarzem ku kuchni. Weszli do
środka i Joe zobaczyła, że Cleo nie jest sama. Na krześle, przy stole
siedział luźno, wytatuowany chłopak ze zdjęcia w pokoju Toma. Obracał w palcach
okrągłe ciastko i wpatrywał się w jakiś punkt, pod prawym ramieniem Joe.
- Joł, Joseph.- rzucił Tom na co Joseph odwrócił głowę w jego stronę.
Joe zauważyła, że ma bardzo jasne tęczówki.
Niknęły w białku oka, jakby spowite szarą mgłą. On jest ślepy-pomyślała Joe.
Zmieniła ciężar ciała na lewą nogę. Przy tej czynności podłoga zaskrzypiała
lekko. Wytatuowany chłopak odwrócił szybko głowę, nasłuchując. Po chwili
parsknął śmiechem.
- A to musi być twoja urocza koleżanka, co Tom?- Joseph wyszczerzył zęby
gwiazdora Hollywood, świdrując Joe niewidzącymi oczami. - Cześć- powiedziała nieśmiało stłumionym głosem.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Cleo widocznie
nie lubiła milczenia, bo zaczęła stukać swoimi białymi paznokciami, po kuchennym
blacie. Tom wymienił porozumiewawcze spojrzenia z siostra.
- To jak, Joe chcesz spróbować moich ciasteczek?- spytała Cleo, odwracając
się do Joe. Dziewczyna nie miała ochoty na ciastko. Żołądek miała zawiązany w
supeł. Już miała odmówić, gdy Cleo rzuciła szybko:- Racja, nie masz ochoty. Sorry. To może soku?- uśmiechnęła się prezentując swój szczerbaty uśmiech.
Joe kiwnęła głową i już po chwili stała z sokiem
pomarańczowym w dłoni. Dziewczyna cały czas obserwowała Josepha, który bawił
się ciastkiem obracając go szybko między palcami. Mimo swojej ślepoty wyglądał
jakby widział wszystko. Tyle że inaczej. Zjadł ciastko, a potem wstał i nalał
sobie soku z kartonu. Zrobił to szybko i sprawnie. Potem usiadł z powrotem na
krześle i wypił sok duszkiem.
- Joe, podejdź tu proszę.- przemówił w końcu Joseph.
Joe podeszła i usiadła na krześle podsuniętym jej
przez Josepha. Tom i Cleo stali po kątach kuchni, przyglądając się Joe i
Josephowi.
- Mogę dotknąć twojej głowy?- było to dziwne pytanie, ale Joe się zgodziła.
Chłopak dotkną jej czoła swoją wytatuowaną ciepłą
ręką i spojrzał w jej niebieskie oczy. Uczucie było niesamowite. Jakby
Joseph widział jej myśli, uczucia, a nawet wspomnienia. Nagle stanął jej
przed oczami obraz matki, gdy była zdrowa i roześmiana. Potem zobaczyła ją chorą,
gdy ta leżała ostatni dzień w szpitalu, czekając na śmierć. Ma koniec zobaczyła
dwa zegary. Pierwszy szpitalny biały, cicho tykający, który zatrzymał się wolno
na godzinie 7,39 rano. I drugi czerwony, którego wskazówki przez chwilę stały w
miejscu, a później ruszyły szybko od godziny 7,39. Także rano.
Joseph odjął swoją dłoń od jej czoła i wtedy Joe
poczuła, jak głowa pęka jej na dwoje, a serce przyspiesza swój rytm. Szum krwi
ogłuszył ją. Poczuła, jak osuwa się na kolana i uderza policzkiem o podłogę w
kuchni Toma. Potem widziała tylko ciemność i słyszała cichnące tykanie,
umierającego zegara.
Ktoś poklepał ją po policzku. Ktoś wypowiedział
jej imię. Jego głos brzęczał w głowie Joe. Dziewczyna przez chwilę nie
pamiętała, co się dzieje. Dopiero po minucie powróciły wspomnienia. Joe
otworzyła szybko oczy. Zobaczyła pochylonych nad nią Cleo i Toma. Chłopak
trzymał ją mocno za rękę i wyglądał na mocno zdenerwowanego. Joe usiadła i
zamrugała. Widziała niewyraźny obraz. Choć, może nie do końca. Zamrugała dwa
razy, ale nic się nie zmieniło. Widziała świetnie Toma, Cleo i Josepha, który
nadal siedział na swoim miejscu, ale oprócz nich wszystko było rozmazane. Jak w
kamerze, która skupia się na najważniejszych rzeczach a te w tle rozmazuje.
Joe potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu, gdy
nagle zamarła. Nad ramieniem Cleo pochylała się bardzo dobrze znana Joe
kobieta. Miała długie, falujące włosy koloru rdzawego brązu, piękny biały
uśmiech i morskie oczy. Ni to zielone, ni niebieskie. Z zatroskaną miną
pochylała się nad nią jej zmarła mama.
- Witaj w naszym świcie. Joe, jesteś taka jak my.- głos Toma był niewyraźny,
przytłumiony Brzmiał tak jakby Joe była pod wodą. Jego słowa w ogóle się nie
liczyły. Joe wpatrywała się w najdroższą twarz na świecie, uśmiechając się.- Mama?- wyszeptała dziewczyna. Kobieta kiwnęła głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz