Joe bardzo polubiła Toma. Chłopak zdawał się być
taki sam jak Joe. Nie rozmawiali o rodzinie. Dziewczyna nie wiedziała o Tomie
niczego ponad to, co pisał do niej w liścikach na lekcjach. Był tajemniczy,
przez co Joe ciągle chciała lepiej go poznać. Od pierwszej rozmowy Joe z
chłopakiem minął może tydzień. Teraz było lepiej. Joe jadła więcej i sama
wstawała do szkoły. Nie mogła doczekać się spotkania ze swoim nowym znajomym.
Właśnie trwała lekcja biologii. Nauczycielka
puściła naprawdę obrzydliwy film o jakiś flakach. Joe z trudem tłumiła odruch
wymiotny na widok ruszających się, żywych organów. Po prawej stronie usłyszała
cichy śmiech i skrobanie długopisu po kartce. Po chwili Tom szturchną ją lekko
w ramię i włożył w dłoń kartkę. W klasie panował półmrok, ale słowa na kartce
wydawały się skrzyć delikatnie. Litery były nabazgrane, nierówno i nieczytelnie
chłopięcym pismem. Dziewczynie zajęło trochę czasu samo rozszyfrowanie
wiadomości.
Jak tam samopoczucie? Chyba nie chcesz zarzygać połowy klasy?Joe uśmiechnęła się pod nosem i chwyciła swój długopis aby naskrobać odpowiedź.
Nie, no co ty. Stałabym się legendą tej szkoły, a tego chyba nikt nie chce. Joe Wade - w tej oto klasie puściła największego pawia w historii Ameryki.
P.S. Pisz wyraźniej, bo ciężko Cię odczytać.
Szturchnęła go w rękę i podsunęła kartkę. Gdy
odczytał wiadomość zaśmiał się krótko. Nie minęła minuta, a już poczuła jego
chłodne palce na swoim nagim przedramieniu. Tym razem nie było to krótkie
dotknięcie jak wiele razy wcześniej. Tom mocno zacisnął długie palce wokół jej
ramienia i delikatnie odwrócił ją w swoją stronę. Joe popatrzyła w jego ciemne,
błyszczące oczy. Lśniły teraz dziwnie, hipnotyzując. Tak, Tom Spencer miał
bardzo piękne oczy. Przez chwilę wpatrywał się w nią, a potem nachylił się do
niej i wyszeptał w jej ciemne włosy:
- Tylko, proszę cię, Joe, odpowiedz szczerze.- jego głos był trochę
zachrypnięty.
Podał jej kartkę, którą nieco zmiął w swojej
zaciśniętej dłoni. Joe wyprostowała papier i przeczytała słowa starannie
napisane, jakby ktoś się naprawdę starał:
Jest piątek. Miałabyś może ochotę wpaść do mnie po szkole? Poznałabyś
moją siostrę....
Joe wytrzeszczyła oczy w zdumieniu. Jeszcze nigdy
żaden chłopak nie zaprosił jej do siebie do domu. Nigdy. Bardzo chciała go
odwiedzić. I poznać jego siostrę. Tom chciał, żeby poznała członka jego
rodziny!
Naskrobała odpowiedź:Pewnie, że bym chciała! Tylko, że jest mały problem. Nazywa się: Mój Ojciec i jest przedstawicielem Rodzicielus Totalus Kontrolus.
T: Hahahaha. Śmieszna jesteś. Spoko, zadzwoń do niego. Ja z nim pogadam.
J: jak tam chcesz. Tylko mów wooooooolno i wyraźnieeee.
T: Przygotuję się. Powaga przede wszystkim!
I tak zaraz po dzwonku wyszli ze szkoły. To by było
na tyle trawienia w jelicie cienkim w tym tygodniu. Ufffffff. Joe wyciągnęła
komórkę z kieszeni i wybrała numer ojca.
- No co tam, słońce?- odezwał się tata w słuchawce.- Tato, słuchaj bo wiesz, eeeeee jest taka sprawa.- Joe nie wiedziała jak zacząć.
Popatrzyła na Toma, ale ten miał ręce w kieszeni
i słuchawki na uszach. Nie była tylko pewna, czy słucha muzyki czy tylko udaje...
Patrzył się w drugi koniec parkingu.
- O co chodzi?- zaniepokoił się ojciec.- Czy ja mogłabym, tak czysto teoretycznie, odwiedzić kolegę z klasy teraz po szkole? Wiesz, trudne zadanie z matmy. A on jest całkiem dobry z tych cyferek i kodów dostępu do lepszych ocen….- wypaliła Joe niezbyt składnie, obgryzając paznokcie u wolnej dłoni. W słuchawce na chwilę zaległa cisza.
- Mogłabyś go podać do telefonu?- spytał ojciec po dłuższym milczeniu.
- Pewnie.
Joe podała komórkę Tomowi. Chłopak ściągną
słuchawki, z których nadal leciała stłumiona muzyka.
- Dzień dobry, psze pana. Tom Spencer. Tak, z klasy. Tak, tak. Nie, tylko siostra.
Nie. Dobrze. Green Wall 14. Do widzenia.
Tom podał komórkę Joe i uśmiechną się zawadiacko.
Nim dziewczyna zdążyła zareagować wziął ją za rękę i pociągną do swojego
samochodu. Joe zdziwiła się, że Tom ma już prawo jazdy. I samochód. Chłopak
usadowił ją na siedzeniu obok kierowcy i ruszył z parkingu. Przez chwilę
jechali w milczeniu.
- Całkiem przyjemny ten twój tata. - zagadnął Tom.- W sumie.- odpowiedziała Joe cały czas patrząc na mijane obrazy domów i drzew.
- Denerwujesz się? Spokojnie, moja siostra nie gryzie. Chociaż jest na swój sposób inna... Sama zobaczysz.-dodał beztrosko kierowca.
Po paru minutach zajechali pod mały, parterowy
domek z trochę zapuszczonym ogródkiem, w którym kwitły pnące się po ścianie
białe róże. Tom wysiadł szybko z samochodu i otworzył drzwi Joe. Dziewczyna
poczuła jak pieką ją policzki. Spuściła więc głowę, kryjąc twarz we włosach.
Weszli do domu. W środku pachniało pomarańczą i
białą czekoladą. Tom znowu wziął Joe za rękę i poprowadził korytarzem, ku
kuchni. Joe usłyszała głuchy łoskot i sromotne przekleństwo, na które Tom
skrzywił się nieznacznie. Weszli do kuchni. W środku panował ogromny chaos.
Pełno tu było brudnych garnków, mąki i roztopionej czekolady rozmazanej na
ciemnych meblach. Po pomieszczeniu wirowała w dzikim tańcu najdziwaczniejsza
dziewczyna jaką Joe kiedykolwiek widziała. Ubrana była całkowicie
nieodpowiednio do gotowania. Miała na sobie krótką sukienkę na ramiączkach,
poprute, granatowe rajstopy i czarne, błyszczące szpilki, na których można
byłoby się spokojnie zabić. Wyprostowała się nagle, jakby poraził ją prąd,
wciąż stojąc tyłem do przybyłych. Poprawiła włosy, wygładziła szybko sukienkę i
odwróciła się przodem do Joe. Była cała umazana mąką. Sukienka była oproszona
białym proszkiem. Siostra Toma miała zielone, kręcone włosy, bladą, piegowatą
cerę i wydatne, pomalowane ciemną szminką usta. Miała nawet taki sam kolczyk
jak Tom w dolnej wardze, tylko biały. Jej ciemne oczy obramowane były czarną
kredką. Uśmiechnęła się szeroko. Między dwoma przednimi, górnymi zębami ziała
dość duża dziura. Wyciągnęła bladą dłoń z długimi, białymi paznokciami w stronę
Joe.
- Cleo Spencer, siostra Toma.- przedstawiła się dziewczyna, bardzo
energicznie potrząsając dłonią Joe. - Jestem....
- Joe. Joe Wade. Koleżanka Toma ze szkoły.
- Ooooo, czyli Tom już o mnie opowiadał?- spytała zaskoczona Joe. Popatrzyła na chłopaka, który wyglądał na nieco zmieszanego.
- Nie, no skąd!- powiedziała Cleo.
- To skąd wiesz kim jestem?
- Ach, bo widzisz, wyglądasz na taką, co nazywa się Joe Wade i jest koleżanką mojego brata.- powiedziała Cleo i zabrała się z powrotem do przerwanej czynności (cokolwiek robiła) w kuchni.
Joe spojrzała zaniepokojona na Toma. Nie
wiedziała czy to był sarkazm, czy może jakaś inna forma nabijania się z mało
bystrych osób. On jednak objął ją lekko w pasie i wyszeptał w ucho, patrząc w
stronę siostry.
- Nie przejmuj się. Lubi czasem postraszyć ludzi. Chodź.
Pociągnął ja za sobą. Gdy byli już na wąskim
korytarzu dobiegł ich głos Cleo:
- Tylko nigdzie nie wychodźcie. Spróbujecie moich pomarańczowych ciasteczek.
Znalazłam w Internecie nowy przepis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz