Joe nie głodziła się. Nie. Za każdym razem, gdy
ojciec krzyczał na nią za to, że nie jadła z nimi posiłków, ona zamykała swe
martwe, niebieskie oczy i wspominała. Karmiła się wspomnieniami. Brzęczącymi
wspomnieniami szczęścia i ciepła letniego słońca. Wspomnienia lekkie, łagodne,
srebrzące się pod powiekami Joe. Dziewczyna nie lubiła rzeczywistości. Bała się
jej. Tak jak jej brat Matt jej pokoju. Wolała patrzeć na roześmianą mamę.
Oglądała ją całymi dniami. A z każdym zamknięciem powiek mama wyglądała na
jeszcze piękniejszą i młodszą niż poprzednio.
Był późny listopad. Za brudnym oknem padał deszcz
obijając się o szybę. Joe przyglądała się swojemu nikłemu odbiciu. W ręce
trzymała swoje ulubione zdjęcie. Zdjęcie całej rodziny podczas sobotniego pikniku.
To był piękny, ciepły dzień. Mama specjalnie na tę okazję upiekła ulubiony
placek Joe- za jej dobre wyniki w nauce.
Joe czuła się jakby nie należała do tego miejsca.
Jakby powinna być gdzieś indziej, ale nie była w stanie przypomnieć sobie
gdzie. Wiedziała, że tam byłoby jej lepiej, dlatego płakała, bo nie mogła tam
pójść. Jej łzy skapywały cicho na ciemną podłogę. Joe nic nie widziała, ale też
nie chciała nic widzieć. Nie chciała nic czuć. Chciała tylko, aby wszystko było
jak dawniej, gdy nie płakała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz