Joe wpatrywała się w gwiazdy. Od dłuższego czasu
zadzierała głowę mocno do góry, podziwiając czarne niebo upstrzone srebrnymi
kroplami. Obok niej na podłodze tuż przy szklanych drzwiach balkonowych
siedziała jej mama. Miedziane włosy mamy dziwnie kontrastowały z jej białym,
jednolitym ubraniem. Joe pomyślała, że wolała mamę w pomarańczach i jasnych
brązach. Biel stanowczo do niej nie pasowała. Mocno podkreślała fakt, że mama
nie żyje.
- Gwiazdy są bardzo cierpliwe.- powiedziała nagle mama.- Skąd to wiesz, mamo?- spytała ze zdziwieniem Joe, nie odrywając oczu od nocnego nieba.
- One istnieją cały czas. Świecą równie mocno w najjaśniejszy dzień jak i w najczarniejszą noc. Czekają cierpliwe, aż my ludzie będziemy w stanie je ujrzeć, gdy zajdzie wielkie Słońce, które nas oślepia.- mama westchnęła cicho i zamilkła.
- Po co mi to mówisz?- spytała Joe, opuszczając oczy na mamę. Mama także popatrzyła na Joe. W jej oczach dziewczyna dojrzała lśniące srebrem odbicia gwiazd. I coś jeszcze. Ale nie potrafiła tego nazwać. Mama Joe przysunęła się bliżej córki, nachyliła się nad jej ramieniem i wyszeptała:
- Mogę widzieć brylantowe gwiazdy na niebie w najsłoneczniejszy dzień. Mogę spojrzeć w złotą tarczę Słońca w najmroczniejszą noc. Jestem tu z tobą Joe i jednocześnie na dole w salonie. Obok Matta, Petera i taty. Mogę być poważna tu z tobą i śmiać się razem z twoimi braćmi, oglądając SpongeBoba.- mama odwróciła wzrok od Joe i znów zapatrzyła się w bezkresne niebo.- To wszystko tak cieszy. Ale też smuci, widząc jakie granice między wami stworzyła moja śmierć.
- Mamo, to nieprawda.- do martwych oczu Joe nabiegły ostre łzy.
- Och, skarbie, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym się mylić.
- Co mam zrobić abyś tak nie mówiła.- Joe zacisnęła wargi i wstała.
Dłonie jej drżały, więc zwinęła je w słabe
pięści. Stała nad mamą, czekając na odpowiedź. Mrugnęła, a gdy znów otworzyła
oczy mama już stała tuż przed nią i uśmiechała się promiennie.
- Chodź ze mną na dół i dołącz do taty i Matta.- po pustym pokoju poniósł
się jej śliczny śmiech- Nawet nie wiesz jaki ten pies Chojrak jest zabawny!- Mamo, ale ty nigdy nie lubiłaś oglądać Chojraka.- Joe popatrzyła na mamę, która mrugnęła do niej zawadiacko.
- Oj, chyba go nie doceniałam. Chodź- mama wyciągnęła dłoń w stronę Joe.
Joe zeszła na dół. Między piętrem a parterem.
Między pokojem Joe, a salonem była diametralna różnica. Na górze panował
wieczny półmrok. Atmosfera była gęsta i nieprzenikniona. W większości pokoi
było zimno, mimo zamkniętych okien. Za to na dole było jasno. Ściany pomalowane
były na ciepłe barwy wybrane przez mamę Joe. Dziewczynie bardzo się nie
podobały. Na korytarzu nie było zimno. Panowała tu optymalna temperatura
pokojowa. Było w sam raz. Joe przełknęła ślinę i pomału wsunęła się do salonu.
Popatrzyła za siebie, tam gdzie jeszcze chwilę temu stała jej mama. Za jej
plecami nikogo nie było. Gdy znów popatrzyła przed siebie zobaczyła roześmianą
mamę siedząca na czerwonej sofie i klepiącą zachęcająco miejsce koło siebie.
Joe usiadła koło niej.
Jej bracia i tata popatrzyli po sobie, wzruszyli
tylko ramionami i powrócili do oglądania powtórki Chojraka lecącej na Cartoon
Network. Nikt nic nie powiedział. Tylko od czasu do czasu po salonie rozchodziły
się głośne śmiechy taty i Matta. Mijały minuty. Joe coraz bardziej się
rozluźniała. Znów miała rodzinę w komplecie. Mama siedziała na kanapie, tak jak
zawsze. Lekko wsparta na prawym ramieniu i z podciągniętą lewą nogą. Tata pił
piwo, a Peter chrupał jakieś krakersy. Po krótkim zastanowieniu Joe oparła
stopy na rogu ławy. Tak jak dawniej.
- Widzisz- powiedziała mama- i czy tak nie jest lepiej? Widzieć Słońce także
w nocy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz